piątek, 24 kwietnia 2015

Wena.


Wena. Błogostan bloggera. Swoboda myśli niezmierzona. Szczęście w sercu niewypowiedziane.
To właśnie ta staroświecka wena, przeżytek, pisarski relikt, a właściwie jej brak, jest powodem mojej blogsferowej absencji.

A dookoła tyle się dzieje.

Ku przerażeniu serc żółto-czarnych (tych bełchatowskich, rzecz jasna), niedowierzaniu serc pasiastych i znużeniu serc pomarańczowo-czarnych Puchar Polski pozostał w Gdańsku. Niespodziewana niespodziewanka, a co!

Ku zgrozie Mateusza i mojemu zaskoczeniu, a nieco w cieniu pozostałych siatkarskich newsów, trenerem żeńskiej reprezentacji został pan Jacek Nawrocki ...

Ku dumie, szczęściu i pokrzepieniu serc natomiast, nasi wspaniali kadeci wygrali sobie złoto Mistrzostw Europy, tacy są fajni, a jak! :)

Ku radości wszystkich polskich kibiców (oraz tych, którzy dopiero podczas polskich Mistrzostw Świata uświadomili sobie, że jednak uwielbiają pewnego atakującego) Mariusz Wlazły został uznany najlepszym sportowcem świata roku 2014. Grono malkontentów nie próżnuje. Donosi, że to żaden sukces, bo jaka to była konkurencja, że nie ma o czym mówić, że pogoda nieładna, a w ogóle to plebiscyty nie mają sensu. Poradziłam sobie z tą drapieżną falą czyhającą na moje zszargane nerwy zaskakująco dobrze, jednym paluszkiem wyłączając fejsbuka.

Panie Mariuszu, gratulacje! Jestem zaszczycona, że mogę być pańskim kibicem!

Trwa rywalizacja złota i brązowa. I wiecie co? Nie tylko moja Skra gdzieś zgubiła ten sezon. Ja też się gdzieś zgubiłam. A szczególnie zaplątała się między jednym odbiciem piłki a drugim ta moja radosna siatkarska miłość. I bardzo bym chciała, żeby ta maleńka cząstka mnie odpowiedzialna za radosne kochanie siatkówki gdzieś się odnalazła. Najlepiej natychmiast. Im szybciej, tym lepiej.


A Wy, kochani, nadążacie?

Ciao!

sobota, 11 kwietnia 2015

Czarna seria.

Po raz pierwszy byłam w sezonie 2006/2007.
Potem nastąpiła wspaniała seria triumfów, w sumie siedem tytułów Mistrza Polski. 
Byłam, wierzyłam, wspierałam, chociaż zdarzały się ciężkie chwile, fronty atmosferyczne, opiniotwórcze skazywanie na pożarcie i zakończenie panowania.  

Byłam wciąż.

Byłam w sezonie 2011/2012, gdy po raz pierwszy musiałam przełknąć gorycz porażki na ligowych parkietach. Bolało. Bolał też mecz z Zenitem w Final Four w Łodzi. Bardzo bolał. Ale ciągle byłam.

Także w sezonie 2012/2013, gdy nie brakowało hejterów, a ubywało sezonowców i kibiców sukcesu, a nad bełchatowskie niebo nadciągnęły chmury, gdy było nam źle. Byłam i zawsze wierzyłam.

Byłam w szczęśliwym sezonie 2013/2014, gdy moja ukochana Skra w rytmie argentyńskiego tanga rozbijała wszystkich i wróciła na szczyt w świetle fajerwerków po dowództwem SuperMario, SuperConte, SuperNico, SuperMiguela. W rytmie SuperDrużyny.

Jestem dziś, mimo, że Mateusz wykrakał finał dla Lotosu, Kadziu zawiesza buty na kołku, w Reprezentacji nie ma Mariusza, Winiara, Igły i Gumy, moich muszkieterów, czas leci nieubłaganie i bez nich to już nie będzie to samo, a CEV zabiera nam jedno miejsce w Lidze Mistrzów, mimo iż mamy za sobą rok sukcesów na wszystkich frontach i możemy liczyć już tylko na "dziką kartę", a biorąc poprawkę na czarną serię, która zmienia moje kibicowskie życie w koszmar, nie zostanie nam ona przyznana, że nie wspomnę o pomyśle zakazu cieszenia się po udanej akcji, by skrócić mecze. Czasami wydaje mi się, że to zły siatkarski sen, że zaraz się obudzę i nadal będziemy przed Final Four Ligi Mistrzów, że jeszcze będzie wszystko do wygrania. Niestety, tak się nie stanie. Bo to nie sen. Ani nie moc wyobraźni. To siatkarska rzeczywistość, która postanowiła zagrać na moich nerwach jak na rozstrojonym instrumencie. Kochana Rzeczywistości, hitu z tego grania nie będzie, zapewniam.

Ale jestem dziś. Jutro będę jeszcze mocniej. 
W moim kibicowskim sercu Skra Bełchatów. 
Zawsze i bez względu na wszystko.

W finale Plusligi pewnie powinnam kibicować Lotosowi Trefl Gdańsk, ale .. Mój mały finał to rywalizacja bełchatowsko-jastrzębska. Właściwa rozgrywka o tytuł mistrzowski przeminie z wiatrem. Żółto-czarne barwy w moim sercu mają tylko bełchatowski wymiar, a w pasiaku kibicować też nie będę. Niech wygra lepszy. Niech to będzie siatkarskie święto. Niech będzie siatkówka na poziomie Mistrzów Świata. Niech będzie pięć meczy i zacięta rywalizacja. I niech wygra lepszy.


#GoSkra