Dziś nietypowo, bo całkowicie outowo. Alergicy nietolerujący
środowiska bełchatowskiego proszeni są o nie zapoznawanie się z treścią
niniejszego felietonu, gdyż jak wiadomo każdy felieton niewłaściwie
zinterpretowany zagraża życiu lub/i zdrowiu. Enjoy!
Nie lubię zarzucać człowiekowi najgorszych motywacji. Być
może ciut naiwnie wierzę, że ludzie z gruntu są dobrzy, jedynie czasem robią
głupstwa. No bo jak inaczej nazwać fakt „syndromu złoczyńcy”, który co jakiś
czas niczym drapieżna fala wypływa z
nieskazitelnej wydawałoby się, toni siatkarskiego świata.
16 października 2011 roku, pamiętam jakby to było wczoraj.
Siatkarski światek niezwykle płynnie przeszedł od smutku z powodu
przedwczesnego odpadnięcia z TEGO mundialu do niechęci, a w skrajnych
przypadkach do nienawiści Mariusza Wlazłego. Gwizdy na Podpromiu, klasyczne już
„rozpłacz się” podczas prób wzięcia challengu, internetowe morze hejtu …
wystarczyło, bym „wzięła sprawy w swoje ręce”. Założyłam bloga, żeby powiedzieć
STOP; stanąć w obronie wielkiego siatkarza i wspaniałego człowieka [ i tak oto
musicie się ze mną męczyć ;) ]. Wiele razy w tamtym czasie próbowałam „nawracać” innych,
prześmiewczych i sceptycznie nastawionych kibiców na jedyną słuszną, Mariuszową
drogę. Czas płynął, a od Bałtyku po Tatry Wlazły miał tyle samo zwolenników, co
przeciwników (choć w zasadzie przeciwników było jakby więcej). Chciałoby się
powiedzieć zawodnik, którego kochasz lub nienawidzisz i nie ma nic pomiędzy.
Rok 2014. Polska na najwyższym stopniu podium Mistrzostw
Świata. Mariusz Wlazły, po turnieju swojego życia, ze łzami w oczach odbiera
statuetkę MVP mistrzostw. On już wie, że to ukoronowanie niesamowitej kariery
(która wstrząsnęła moim życiem), kibice dowiedzą się za chwilę, z ust Marka
Magiery. Gdzie wtedy byli szlachetni gwizdajłowie? (neologizm Króla Juliana)
Prawdopodobnie w licznym gronie pochlebców gratulujących Mariuszowi,
zapewniających o swoim uwielbieniu dla jego gry. Prawda jest jednak taka, że
gdyby nie jego zawziętość i siła charakteru, może wcale by na tym podium 21
września 2014 roku nie stał. Ale Mariusz to po prostu Mariusz – krytyka, w
szczególności ta bezsensowna, płynąca z czystej niechęci, zawsze mobilizowała
go jedynie do jeszcze lepszej gry. Wlazły to fighter, który zagrał na nosie
tym, którzy przed laty postawili na nim Krzyżek. Nie znam drugiej takiej osoby,
której determinacja sięgałaby Himalajów.
Minęły lata, czasy się zmieniły, siatkówka się zmieniła, ale
kibice się nie zmienili. Kochają lub nienawidzą z niesamowitą siłą, jak moja
ulubienica zielonooka Ania Shirley. Biada tym, którzy zajdą im za skórę! Co
czeka takich delikwentów, zapytacie. Odpowiem : siatkarska banicja. Będą gwizdy
i morze, co ja gadam, ocean hejtu. Pojawią się wyszukane pseudofakty i godne
Cobena teorie spiskowe. Płacz i zgrzytanie zębami, siatkarska apokalipsa.
Trzymaj się Bartek, walcz o swoje cele, skup się na swoim
zdrowiu. Nie czytaj gazet, nie przeglądaj Internetów, nie słuchaj gwizdających.
Za kilka lat odniesiesz z reprezentacją sukces i znów staniesz się ich
ulubieńcem; przyjdą, pogratulują, poklepią po plecach, choć teraz bardziej
przejmują się japońskim klubem niż Tobą i Twoimi motywacjami. Skąd to wiem? Bo znam jednego takiego, co siłą charakteru
góry by przeniósł. Tak się składa, kolega z pracy Bartka. Tak więc, drogi
Bartku, mimo iż nie każdy jest Mariuszem Wlazłym, wierzę, że Twoja ambicja i
waleczność poniosą Cię w kierunku zaangażowania i pasji. Zdrowiej i wracaj na
boisko. Silniejszy.
Mam wrażenie, że siatkówka zgubiła się w siatkówce; kibice
zapodziali gdzieś mapy prawdziwej siatkarskiej
miłości, dziennikarze zawieruszyli kompasy ducha sportu. Hejty, afery, wzajemna
niechęć … Nie chcę takiej siatkówki. Nie takiej siatkówce oddałam serce. Nie
taką siatkówkę chcę oglądać. Chcę czystych emocji; bez wzajemnej niechęci i
czekania z satysfakcją na nadchodzące potknięcie przeciwnika, pasji,
zaangażowania i walki o każdy, najmniejszy punkcik. Chcę magii jak na
mistrzostwach świata. Bez tego, dzisiejsza siatkówka, nie jest już siatkówką.
Ciao!
Nic dodać, nic ująć. W sumie nawet nie wiem co dodać. Wierzę, że Bartek wróci silniejszy, tak jak wierzyłam w Mariusza. A kibice? Niektórzy nie zasługują na to miano...
OdpowiedzUsuń