poniedziałek, 31 grudnia 2012

Podsumowanie roku : Snajper 2012.


A jaki był mój 2012?
Egzaminy to myśl przewodnia.
Szkoła, szkoła i szkoła – trzecia klasa daje w kość.
Poza tym w normie (jak na mnie oczywiście :D).

Blogerskim sukcesem na pewno był projekt Tydzień z Plus-minus :).
Z tego miejsca jeszcze raz dziękuję tym, którzy przyczynili się do jego powstania, a więc :

Anetko, wielkie dzięki za to, że dopingowałaś mnie dzielnie i mobilizowałaś do dalszej pracy, a także za to, że pomogłaś mi zdecydować się o czym ten cykl w ogóle ma być. Dzięki, Mistrzuniu ! :) :*.

Czapka z głów przed moimi "gośćmi w studio", a więc przed Agu i Dżastą, za fachowe wywiady i profesjonalizm, dzięki którym ten cykl "miał ręce i nogi" :). Moje Bohaterki ! :*.


Mateuszu, dzięki za rozmowę na temat gry na pozycji libero i pomysł "na niespodziankę", który ciut zmodernizowałam, a który był ważną inspiracją ;).


Wielki dzięki kieruje także w stronę Asi - wariacie, godziny zmarnowane przez nas na gadu zawsze sprawiały, że świat automatycznie miał różowe barwy i już nic nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi - nawet nie wiesz jakie to ważne, gdy człowiek jednego sensownego zdania nie może napisać! xD :) ;*


To był rok pod znakiem nowych znajomości :).
W realnym światku jak i tu , w blogsferze :).

Asia.
Kochana, Ty wiesz, jak ja się cieszę, że Cię poznałam.
Zakładając bloga, nie spodziewałam się, że spotkam tutaj kogoś, o takich samych poglądach.
My wiemy jak dobrze mieć obok (względnie na drugim końcu Polski... ;)) kogoś, kto myśli w ten sam sposób w każdej dziedzinie. A już szczególnie wtedy, gdy wszyscy dookoła myślą inaczej :).
Bo my jesteśmy takie właśnie „mimo wszystko” :*.
Nasze detektywistyczne zapędy to też jest coś! Kochana, my mamy talent! Niezaprzeczalny :)
Dziękuję za godziny spędzone na gg, za telefoniczne bankructwo, za to, że zawsze znajdziesz dla mnie czas :).
Szkoła nie szkoła, rodzice nie rodzice, spotykamy się w Bełchatowie i wypełniamy misję ;)
Z perspektywy roku mogę powiedzieć, że mam w Tobie bratnią duszę :)
Dziękuję że jesteś! :*.


Mery.
Dziękuję, że zawsze możemy pogadać o Barcelonie i o Torresie, ogólnie rzecz biorąc o piłce nożnej ;). Dziękuję, za to, że jesteś ekspertem w dziedzinie książek i zawsze coś fajnego mi doradzisz ( a że nie wyrabiam żeby to wszystko czytać to już inna bajka xD).
Koniecznie musimy się umówić do Łodzi na mecza, no w końcu trzeba pomścić Final Four, pamiętaj ;).
Dziękuję :*


Anett i Agu.
Moje dwie Mistrzynie. Przez ten rok wiele się wydarzyło :). My, jako przyszłe komentatorki w Polsacie, założyłyśmy Siatkarski Blogspot, który szybko przekształcił się w Siatkówkę w sieci przy współpracy z NiceSport. Dziewczyny wielkie dzięki! :). Takich dwóch ekspertek jak Wy ze świecą szukać. 
Anett, dziękuję za godziny spędzone na gadu i wszystkie rozmowy, niekoniecznie siatkarskie :). 
Dziękuuję, że jesteście! :*
Jesteście Wielkie! :*. 


Rok 2012 to same nowości i trudne wyzwania.
Dlaczego? Bo ciągle uczę się siatkówki na nowo. Uczę się kibicowania i pokory. Cierpliwie śledzę poczynania Skry, mimo iż krew mnie zalewa, jak Mariusz gra na przyjęciu...
Skry też się uczę. W tym sezonie to całkiem inna drużyna, którą muszę poznać na nowo.

Trudne wyzwania? Z pewnością egzaminy.
Część matematyczno-przyrodnicza mnie – humanistkę pełną gębą napawa niemałą grozą... ;)
Dlatego wszystkim, którzy w kwietniu przystąpią do testów życzę bardzo łatwej „części śmierci” :D

2012 był pełen zawirowań, wzlotów i upadków. Raz na wozie, raz pod wozem. Karuzela.
Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, czy to był dobry, czy zły rok.
Był gdzieś pośrodku :).

Sportowo bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej, z naciskiem na to drugie, niestety...
Ale o tym w poprzednich częściach podsumowania :)

Osobiście?
Całkiem sympatycznie :).
Poznałam wielu cudownych ludzi, spełniłam niektóre marzenia i zebrałam cenne życiowe doświadczenia :).

A na 2013?
Dużo planów, marzeń pomysłów.
Jedne da się zrealizować, a innych nie, ale przecież „warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia” :)
Marzeń nikt nie zabierze, a jak się bardzo chce, to się po prostu spełniają :)
Dlatego życzę Wam, moi Drodzy, mnóstwa marzeń! :)
Poza tym wielu, wspaniałych siatkarskich, piłkarskich i zimowych emocji, niezapomnianych wypadów na wszystkie sportowe imprezy i sukcesów Waszych drużyn (chociaż wiadomo, że grają wszyscy, a Mistrza i tak zdobywa... Skra Bełchatów! :P) oraz naszej Reprezentacji :).
Oprócz tego życzę mnóstwa uśmiechu, spokoju i cierpliwości, szalonego sylwestra oraz tego, by nadchodzący rok 2013 był zdecydowanie lepszy od mijającego poprzednika :)

Moje postanowienia?
Pojadę na mecz i to nie jeden, innej opcji to ja nie widzę! :)
A od kwietnia (mam nadzieję... :)) wrócę do blogsfery i będę pisała już regularnie :).
I standardowo : będą posty całkiem na poważnie, będą i z odrobiną humoru i szczyptą uszczypliwości, jak tu u mnie :).
Cykli także zabraknąć nie może!
Pomysł na jeden już jest, ale póki co cicho-sza, tajemnica, bardzo tajemnicza... :)

Trzymajcie się i nie zapominajcie o zwariowanej Snajperowej! :]
Szczęśliwego Nowego Roku! :*



zostawiam Was z moim wczorajszym hiciorem xD


PS : Klikamy LIKE! i pomagamy naszej koleżance z bloga Nasza siatkówka w konkursie :)

niedziela, 30 grudnia 2012

Podsumowanie roku : Ulubieńcy 2012.


Kamil Stoch.

Dla wielu zastępca Adama Małysza I Wielkiego i niekwestionowany lider naszej kadry skoczków. Dla mnie po prostu Kamil – niesamowicie sympatyczny i utalentowany skoczek z Zakopanego :).
Zaczęło się w Predazzo a potem było Zakopane :)
Sezon zakończył Kamil na 5. miejscu z dorobkiem 1078 punktów i stratą tylko 247 punktów do lidera!
Leć Kamil, leć! :D

Inne Gran Derbi.

No bo co to za Gran Derbi, jak mistrzem zostaje Real...?
Dla kibiców Barcy to nie był dobry sezon. Utrata mistrzostwa na rzecz odwiecznego rywala z pewnością zabolała Dumę Katalonii (Mery, gratuluję tytułu … ;))
Ale smutek nie trwał długo.
Nowy sezon rozpoczął się znakomicie dla ekipy Tito Vilanovy (Mistrzu, jesteśmy z Tobą!).
Po 17-stu kolejkach Messi i spółka mają już 16! punktów przewagi nad trzecim w tabeli Realem.
Viva el Barcelona ♥




A jak to było podczas Euro 2012? :)

Tricampeones ! ♥ :)

Historia lubi się powtarzać ;)
Dlaczego?


  • co osiem lat w finale Euro grają drużyny, które spotkały się w pierwszym meczu w grupie,
  • gdy we włoskiej piłce wybucha afera, reprezentacja tego kraju gra na imprezie mistrzowskiej jak natchniona,
  • Hiszpania po raz trzeci w finale wielkiej imprezy.

Wszyscy stawiali na Italię i SuperMario. Często można było zobaczyć/przeczytać/usłyszeć komentarze pod adresem Hiszpanów; a to że nie grają swojej piłki, że nie ten styl, że nie ta forma, że bez napastnika...
Polscy kibice podzieleni – jedni sympatyzowali za Italią, inni za Espaną.
I nareszcie nadszedł dzień wielkiego finału. Mecz prawdy. Wszyscy zacierali ręce na wielkie widowisko. Stadion Olimpijski w Kijowie wypełniły tysiące kibiców.
Gwizdek sędziego.
Finał czas zacząć.


    14. minuta. Po genialnym podaniu Cesca Fabregasa piłkę głową do bramki kieruje David Silva !
    41. minuta. Po kosmicznym podaniu od Xaviego Hernandeza i siedemdziesięciometrowym rajdzie Jordi Alba pakuje piłkę do bramki Buffona!
    84. minuta. Fernando Torres strzela kolejnego, kapitalnego gola dla Hiszpanów!
    88. minuta. Juan Mata po podaniu od Fernando Torresa umieszcza piłkę w bramce Buffona !

4:0 i kolejny mistrzowski tytuł Hiszpanii ! Italia rozbita !
Hiszpańska Tiki-Taka zachwyciła wszystkich !

Euro 2008, Mundial 2010 i Euro 2012 !
Tricampeones, tricampeones, ole, ole, ole ! ♥♥♥ :)
Viva Espana !

PS : Jutro ostatnia część podsumowania, także zapraszam serdecznie :). Bedzie o mnie, o Was, o nas i planach na 2013 :)

sobota, 29 grudnia 2012

Podsumowanie roku : Reprezentacja 2012.


Wielki sukces, wielka porażka.

Plan był prosty. Nasi siatkarze elegancko wygrywają Ligę Światową a potem Igrzyska Olimpijskie w Londynie.
Pierwszy punkt planu został zrealizowany perfekcyjnie. Na naszych oczach tworzyła się historia. Po czterokrotnym triumfie nad Brazylią było jasne, że na Polaków nie ma mocnych. Przyżyjmy więc to jeszcze raz!

Kuba - Brazylia 3:0

Brazylijscy fanatycy siatkówki przeżyli szok, gdy ich mistrzowie zostali rozbici przez Kubańczyków. Siatkarski światek wietrzył sensację, bowiem następna ewentualna porażka wyrzucała Canarinhos poza półfinał. Kubańczycy natomiast w euforii po cichu trzymali kciuki za Polaków, którzy swój pierwszy mecz w Final Six grali właśnie z Brazylijczykami. Wiadomo, w pokonywaniu Brazylii trzeba być solidarnym ;).

Brazylia - Polska 2:3 !

MAMY PÓŁFINAŁ ! POLACY, MAMY PÓŁFINAŁ! MAMY PÓŁFINAŁ! POLSCY, MAMY PÓŁFINAŁ! ♥
To już czwarte zwycięstwo nad ekipą Bernardo Rezende w tym roku. Polska siatkówka oszalała ze szczęścia ! Wielka Brazylia pozostawiona za burtą. Polscy siatkarze złotymi zgłoskami zapisują się w historii światowego volley'a.
Biało-czerwone są barwy niezwyciężone ! ♥ (pozwolisz, Anett? :D )

Kuba - Polska 0:3

I mimo, że był to "mecz przyjaźni" nasza Brygada Dzików nie zamierzała tego spotkania odpuszczać. Pojedynek wygrany możliwie najmniejszym nakładem sił i myśli wszystkich Polaków skupiły się już tylko na półfinale.

Półfinał.


Bułgaria - Polska 0:3 !

MAMY FINAŁA! POLACY, MAMY FINAŁA! MAMY FINAŁA! POLACY, MAMY FINAŁA! ♥
I nie ważne, że sędziowie nie mieścili się w żadnych kanonach a już na pewno nie w kanonach sędziowania.  Nie ważne, że Bułgarzy nie potrafią przegrywać. Nie liczy się ich zachowanie podczas meczu i zaraz po nim.
Liczy się,  że : MAMY FINAŁA! POLACY, MAMY FINAŁA! MAMY FINAŁA! POLACY, MAMY FINAŁA! ♥
+ zdarte gardło i zakłócanie wieczoru sąsiadom... pff, ko by się przejmował :DD


Finał

Clayton Stanley na zagrywce,
w tle słyszę "Pieśń o małym rycerzu",
serducho bije jak oszalałe,
na tablicy wyników 24:20 i 2:0 dla nas,
w głowie huczy tylko jedna myśl : pomyl się !
I SIĘ POMYLIŁ ! :DD

Dziki taniec radości, prawdziwa euforia i wrzaski, bo jesteśmy NAJLEPSI ! ♥ (sąsiedzi, wybaczcie :D )

Polska - USA 3:0 ! :D

POLSCY SIATKARZE - NAJWIĘKSI DEMOTYWATORZY POZOSTAŁYCH DRUŻYN W TEGOROCZNEJ ŚWIATÓWCE ! :D 

tak to właśnie było :)

Dzieło Wielkiego Mistrza :D


Igrzyska Olimpijskie nie tak miały wyglądać. Po bezprecedensowym sukcesie w Lidze Światowej w Polsce zaczął się prawdziwy boom na siatkówkę. Kibice sukcesu szybko pompowali przysłowiowy balonik, siatkarze byli upatrywani jako murowani kandydaci do medalu, baa! Do złota olimpijskiego.

Londyński turniej rozpoczął się dla nas pomyślnie – zwycięstwo 3:1 nad reprezentacją Italii. Potem przyszła porażka z Bułgarami. Kibice sukcesu stwierdzili wtedy, że siatkówka to jednak nie dla nich. Prawdziwi fani wierzyli, że „bułgarski zimny prysznic” to tylko ten jeden słabszy dzień, który na tego typu turniejach musi przydarzyć się wcześniej czy później. Dziękując Bogu, że ten dzień nastąpił teraz a nie w fazie medalowej, prawdziwi kibice dalej śledzili poczynania swoich ulubieńców. Wyśledzili fajne 3:0 z Argentyną i Wielką Brytanią. Następnie czekali na pojedynek z Australią, który miał przesądzić o pierwszym miejscu w grupie. Tutaj udało się zaobserwować 3:1, ale dla ekipy Jona Uriarte.

Polaków sen o pierwszym miejscu w grupie prysł jak bańka mydlana. Złośliwy los „rzucił” nas w ćwierćfinale na Rosjan... I cóż tu więcej pisać? Polacy nie podnieśli rękawicy. Byli tylko cieniem dla ekipy z finału Ligi Światowej.

Oczy polskiego kibica zalane były łzami, bo londyński sen nie tak sobie wyśnił. Siatkarze wrócili do domu bez medalu, za to z workiem pełnym niespełnionych marzeń, złudnych nadziei i zawiedzionych ambicji.

I mimo że od tamtych wydarzeń minęło już prawie pół roku, nikt z nas nie wie, dlaczego nie sprostaliśmy „Operacji Londyn”. Zaskakujące i refleksyjne jak szybko jeden nawet mały błąd może zniweczyć wszystko na co pracowało się całe życie...

Kolejne Dzieło Wielkiego Mistrza :)


Przed nami Mistrzostwa Europy i Świata rozgrywane w naszym kraju. Pozostaje mieć nadzieję, że rok 2013 będzie dla naszych siatkarzy pomyślniejszy niż ten mijający, 2012. Tego im z całego serca życzę!

piątek, 28 grudnia 2012

Podsumowanie roku : Skra 2012.



Puchar jest nasz!

Rok 2012 rozpoczął się dla nas pomyślnie.
Turniej o Puchar Polski grany w Rzeszowie zapowiadał się nadzwyczaj ciekawie.
W pierwszym półfinale Skra z Resovią, w drugim Zaksa z Jastrzębiem.
Nad drugim meczem nie będę się rozwodzić. Wygrało Jastrzębie 3:2.

Batalia bełchatowsko-rzeszowska to jednak inna bajka. Tutaj zawsze są emocje, niekoniecznie tylko czysto sportowe.

I tym razem emocji nie zabrakło. Pierwszego seta wygrała Resovia, do 21. Kolejne trzy padły łupem bełchatowian, do 24,23 i 23. Mecz zakończyła videoweryfikacja o co wyraźne pretensje mieli fani z Podpromia...

A ja? Ja byłam wtedy chora i siedziałam sobie sama w domu, pod kocykiem, śledząc poczynania moich ulubieńców. Rodzina wyemigrowała na dzień babci i dziadka, więc w spokoju mogłam zaspokoić moją kibicowską naturę. Stresu było co niemiara jak to bywa w obliczu tej rywalizacji. W końcu to nasze polskie, siatkarskie Gran Derbi. Dlatego bardzo cieszyłam się, że wygraliśmy :). A MVP spotkania został Mariusz Wlazły, co było kolejnym powodem do radości i takim małym pstryczkiem w nos dla fanów Resovi, którzy liczyli na triumf swojej ekipy pod wodzą Grozera.

Finał to już inna historia. Lekko, łatwo i przyjemnie 3:0 odprawiliśmy Jastrzębie.
Puchar jest nasz!
Radości nie było końca :). Mamy Puchar i Ligę Mistrzów! :)
(Tylko z MVP się nie zgadzałam, ja przyznałabym tą nagrodę Mariuszowi ^^)



Finał Four...

Chciałam grać z Trento. Oglądając drugi półfinał jeszcze przed telewizorem modliłam się, żeby Trento wygrało. Włosi byli w wyraźnie słabszej dyspozycji, więc kalkulowałam sobie, że łatwiej będzie ich pokonać... Los chciał jednak inaczej. Znowu „rzucił” nas na Zenit Kazań.

Jadąc na halę i mijając inne samochody, których załoga ubrana była w żółte koszulki wiedziałam, że będę świadkiem czegoś niezwykłego. Śmiałam się sama do siebie, nie wierząc, że udało mi się dopiąć swego.

Atmosfera była nieziemska. W powietrzu czuło się napięcie. Nastrój gorączkowego oczekiwania zawładnął Łodzią. Żółto-czarne szaleństwo ogarnęło dosłownie wszystkich.

Pierwszy set to był koszmar. Zenit lał nas niemiłosiernie. Widać było, że presja strasznie ciąży chłopakom. Ale spiker uspokajał nas w przerwie między setami, że będzie dobrze, bo znamy przecież tych chłopaków, to nasza drużyna!
I faktycznie!
Drugi set to już była demonstracja siły naszej drużyny! Wielki Zenit pokonany do 16! :)

Następne sety to już była siatkówka na najwyższym poziomie.
Mieliśmy swoje szanse w czwartym i piątym secie...
Ale skończyło się tak, jak się skończyło...


Stojąc tam na hali czułam każdą komórką ciała, że każda cząsteczka tego obiektu „gra” dla Skry. Byłam w symbiozie z innymi kibicami. Chyba nikt na świecie nie pragnął niczego tak bardzo, jak my zwycięstwa naszych Pszczółek. Wiedziałam, że gdyby od tego zależało zwycięstwo, stanęlibyśmy na głowie...

Pamiętam niekończące pomyl się! rzucane w kierunku serwujących Rosjan i dziką euforię po naszych udanych akcjach przez całe dwie długie godziny...

Nie liczył się nikt ani nic dookoła. Byliśmy my, oni i boisko. I wiem, że nawet gdyby zastał nas tam koniec świata, my kibicowalibyśmy dalej...

Do dziś słyszę w uszach to gromkie OSTATNI!!! wydobywane z 15-stu tysięcy gardeł...
Błagam, ostatni....!!!

Gwizdów podczas dekoracji też nigdy nie zapomnę...
Mimo że każdy wiedział, że tak nie można, że to nie wina Zenitu, to było po prostu silniejsze od nas...
Impuls, który sprawił, że chcieliśmy po prostu zsolidaryzować się z naszymi Mistrzami. Nie wiedzieliśmy za bardzo jak, więc gwizdaliśmy, żeby wyrazić bunt, brak akceptacji tego co się stało przed chwilą, niesprawiedliwość i ból... Chcieliśmy, żeby wiedzieli, że w tych trudnych chwilach jesteśmy z Nimi. Że dla nas mecz się nie skończył. Gramy przecież dalej...

Nie rozpamiętuję porażki, bo wiem, że w siatkówce nie ma kompromisów. Porażka jest wpisana w sport. A ta porażka stała się częścią mnie. Mnie i mojej siatkarskiej historii.
Gdy sędzia przyznał punkt Zenitowi poczułam jak świat zwalnia.
Widziałam radość Rosjan, ale już w zwolnionym tempie...

Poznałam sens kibicowania.
To było pouczające doświadczenie, prawdziwa lekcja. Lekcja pokory. Uświadomiłam sobie wtedy, że moja ukochana Skra nie zawsze będzie wygrywać, wbrew temu, do czego mnie przyzwyczaiła.
Dzięki temu meczowi stałam się lepszym kibicem.
Ale emocji, jakie mi tam towarzyszyły nie da się przelać na papier.
Tam trzeba było po prostu być.

Być.
Zobaczyć.
Poczuć.






Przepraszam, że do tego wróciłam i troszkę powspominałam, przedstawiłam Wam jak to wyglądało z mojej perspektywy, bo przecież do tej pory nie miałam okazji.. Siedziało to we mnie od marca, więc teraz pozwoliłam, żeby ujrzało światło dzienne :) Ale to podsumowanie jest przecież moje, tak jak ten mecz był mój, więc uznałam, że nie mogę go pominąć.


Zmiana warty.

Po siedmiu latach panowania na polskich parkietach Mistrz z Bełchatowa znalazł pogromcę. Asseco Resovia Rzeszów zdetronizowała etatowych Mistrzów – przynajmniej na czas obecnego sezonu... ;)
W Bełchatowie nie przywykli jednak do srebra (kłóci się to wyraźnie z naszymi barwami klubowymi...xD) i z całą pewnością będą chcieli odzyskać tytuł. Skra to przecież Skra – podrażniona porażką odpłaca się podwójnie. Etatowi Mistrzowie będą chcieli pokazać, że ich epoka jeszcze się nie skończyła, a jedynie została przerwana. Wlazły i spółka jeszcze nie raz będą „przekleństwem” dla rywali.

Srebrny medal to z pewnością odpoczynek od pewnego rodzaju rutyny i pozytywny bodziec, by odzyskać koronę. Bez wątpienia w historii klubu z centralnej Polski coś się skończyło, ale tak naprawdę ten koniec to dopiero początek. Początek walki o kolejne Mistrzostwo, o swoją sportową dumę i ambicję, o kolejne cele. Walki, która już się rozpoczęła. A zwycięsko wyjdą z niej nieliczni.

PS: Kolejne części podsumowania, czyli Reprezentacja 2012, moi sportowi ulubieńcy i osobiste podsumowanie w kolejnych dniach :).
Mam nadzieje, że wytrwacie dzielnie, czytając te głupotki :)
Trzymajcie się! :*
PS2: Zapraszam także do zakładki "Dwa słowa", tam nowy felieton :)

czwartek, 27 grudnia 2012

Z serii "Dwa słowa" : Stop kombinatorstwu.

KIBICU UWAŻAJ! POST CAŁKOWICIE SUBIEKTYWNY.

PGE Skra Bełchatów.
Drużyna idealna.
Siedmiokrotny Mistrz Polski, sześciokrotny zdobywca Pucharu Polski,  Klubowy Wicemistrz Świata, druga drużyna Europy. Organizacyjnie również wzór do naśladowania.

I nagle pierwsza "rewelacja". Mariusz Wlazły przyjmującym. Dwa razy czytałam, czy mi się przypadkiem nie przywidziało, naprawdę. To była decyzja, której nie rozumiałam i pewnie nigdy nie zrozumiem.  Jak - pytam jak!? - tak klasowego atakującego, bombardiera z krwi i kości, prawdziwego egzekutora, siatkarza stworzonego do ataku można przestawić na przyjęcie? Jak można zrezygnować z takiego pewniaka, z zawodnika, który sam rozstrzygał o losach setów i meczy? - nie rozumiałam.
Przecież wiadomo, że inne są obowiązki atakujących i przyjmujących, a Mariusz grając na przyjęciu będzie "celem numer jeden" dla serwujących, którzy za wszelką cenę będą chcieli wyłączyć Go z ataku... - w głowie huczało mi od w wszelakich  myśli i różnych teorii...

I za chwilę jak grom z jasnego nieba przyszła do mnie druga myśl... Skoro Mariusz na przyjęcie, to co z Cupko i kto na atak? Długo nie musiałam czekać. Za "złoty środek" obrano przestawienie Cupko na atak, jako zmiennika dla Alexa...
I tutaj pytam, po co ta akcja z zamienianiem pozycji?
Komu to wyjdzie na dobre?
Bo napewno nie zawodnikom...

Mariusz Wlazły, który przez całą swoją karierę grał na ataku będzie potrzebował czasu, żeby dobrze funkcjonować na przyjęciu, a Cupko... Ach, Cupko było mi po prostu wybitnie szkoda. Wielka szkoda. Chłopak ma potencjał, który być może został troszeczkę przyćmiony - mam nadzieję, że nie całkowicie. Gdy przychodził do Bełchatowa wiadomo było że orłem przyjęcia nie jest. Ale gdzie lepiej by się nauczył tego elementu siatkarskiego rzemiosła jak nie w Skrze u boku takich wirtuozów jak Winiarski i Bąkiewicz? Wystarczyło wtedy mądrze pokierować jego rozwojem, a być może teraz nie trzeba by było szukać zastępcy Bartosza Kurka... A tak Cupko będzie "rzucany" z pozycji na pozycję w zależności od potrzeby, a to na dobre z pewnością mu nie wyjdzie... I po co to komu? Chłopaka trzeba było szkolić, szkolić i jeszcze raz szkolić, by w przyszłości stanowił o sile przyjęcia Skry... - takie oto myśli nękały wtedy moją kibicowską podświadomość.

Ale że jestem kibicem, a kibice zawsze wybaczają, to pełna niepokoju drżałam przed każdym meczem ale myślałam sobie Snajper, spokojnie. Nie czas oceniać. Chłopaki się zgrają, będzie dobrze.

Przestawienie Mariusza na przyjęcie tłumaczono różnie. Eksplozja talentu Alexa, brak godnego zastępcy Kurka... Ja nawet upatrywałam tu zmianę pokoleniową... Ale im dłużej o tym myślę, tym częściej ciśnie mi się na usta słowo : kombinowanie. Bo skoro klasowego atakującego, który owszem, z powodzeniem zagrałby nawet na rozegraniu, bo ostatecznie Mariusz, to przecież Mariusz, przestawia się na przyjęcie w najlepszych latach kariery, a młodego wilka , który powinien uczyć się przyjmować od Winiara i Bąka na atak, a obaj Panowie podkreślają, że chcieliby wrócić na swojej pozycje, to jak to inaczej nazwać? Ja rozumiem, gdyby "eksperyment" wypalił... Ale czwartego miejsca w tabeli i porażek ze wszystkimi kandydatami do medalu sukcesem nazwać nie można.

Mariusz Wlazły męczy się na tym lewym skrzydle niemiłosiernie i oglądając mecz  Skry z Politechniką miałam wrażenie, że przez trzy sety Wlazły atakujący zdobył więcej punktów niż Wlazły przyjmujący dotychczas, szczerze..
A przecież z powodzeniem można by grać wymiennie z Mariuszem i Alexem po przekątnej, sezon długi! A lepszego duetu przyjmujących niż Winiarski i Bąkiewicz ze świecą szukać.
Wtedy wszyscy wróciliby na swoje miejsce na boisku i może w końcu skończyłyby się nieporozumienia wynikające z braku zgrania...

Recepta jest więc prosta.
Stop kombinowaniu.
Zalecam powrót "do normalności".

piątek, 21 grudnia 2012

Wesołych Świąt!

Zdrowych, spokojnych rodzinnych świąt,
spędzonym w ciepłej świątecznej atmosferze,
śniegu! bo cóż to za święta bez śniegu? :)
Bardzo bogatego Mikołaja, szalonego sylwestra i pomyślności w Nowym Roku 2013! :)
Mnóstwa siatkarskich emocji,
wspaniałych kibicowskich przeżyć i wrażeń
oraz sukcesów Waszych drużyn i naszej Reprezentacji! :)
Merry Christmas Everyone! :*






PS : Przerwa świąteczna, więc w  miarę możliwości nadrobię stracony czas i zanudzę Was swoimi przemyśleniami :)
Trzymajcie się cieplutko! :)

sobota, 8 grudnia 2012

Skra vs. Resovia.

Jak Polska długa i szeroka każdy kibic naszego volley'a zna tajniki tej arcyciekawej rywalizacji. Rywalizacji pełnej energii, emocji, woli walki, chęci zwycięstwa. Rywalizacji na trybunach pomiędzy sympatykami obu ekip i wreszcie rywalizacji pozaboiskowej, walki na słowa między samymi siatkarzami.

Były czasy kiedy to Skra niemiłosiernie "lała" Resovię w niemal każdym spotkaniu.
Czasy się jednak zmieniały, nasza liga dojrzewała, wzrastała i wzmacniała się solidnie, by zasługiwać na miano jednej z najlepszych w Europie. A skoro zmieniała się liga, zmieniały się też kluby i zawodnicy. Zmienił się także poziom sportowy.
Tradycja spotkań między Skrą a Resovią natomiast się nie zmieniła.
Zawsze są to mecze arcyciekawe, hitowe. Od jakiegoś czasu już nie jednostronne, a bardziej zacięte. Mecze podwyższonego ryzyka. Nasze polskie Gran Derbi.


Dzięki Chłopaki za dzisiaj! :)
Mimo wielu kłopotów kadrowych pokazaliście klasę i ten siatkarski profesjonalizm :).
Graliście do końca, o każdy punkt, a kto tylko wszedł na boisko chciał dać z siebie maksa.
Bąku, jesteś WIELKI! :)
Cupko, świetne zawody! :)
Po prostu : SKRA, SKRA BEŁCHATÓW! :))
Dziękuję :)

Mariusz, Alex, zdrowia! :)


wybaczcie, że znowu ten filmik, ale jest po prostu cudny :)