poniedziałek, 2 stycznia 2017

Nowe rozdanie

I think I lost my mind
Don’t worry about me
Happens all the time
In the morning I’ll be better
In the morning I’ll be better
Sing it again
~ Better, One Republic


W głośnikach One Republic – standardowo, niezmiennie, tradycyjnie. Taka moja oaza, stabilny punkt w kosmicznie falującym życiu. Heloł, 2017! Jestem o rok starsza, a o 100 lat mądrzejsza (no dobrze, to faktycznie bardzo optymistyczny scenariusz, ale bagaż doświadczeń solidnie dopakowany!). Jest drugi stycznia, godzina osiemnasta. Siedzę wygodnie w moim kochanym pokoju, jutro czas (ciężkiego) powrotu do Poznania i studenckiego życia. Mam na ten rok nową-starą koncepcję. I obiecuję się jej trzymać! Słowo na 2017 : RADOŚĆ. To będzie jej czas, bo z nią jest w życiu łatwiej :)

Jaki był 2016? Specyficzny. To chyba najodpowiedniejsze słowo. Chociaż było mnóstwo pozytywnych wydarzeń, był to też czas trudnych decyzji, decydujących rozstrzygnięć i przełomowych zmian. A zaczęło się tak …

4 stycznia 2016 roku zdałam prawo jazdy. Już wtedy czułam, że ten rok może mi się udać!

Matura. Wcale nie bzdura, haha. Zasuwałam jak dziki osiołek, żeby znaleźć się na TOP liście studentów przyjętych na psychologię. A że lubię zaczynać od nowa, z czystą kartą, zawsze chodzę swoimi drogami i im bardziej coś ktoś mi zachwala, tym bardziej tracę do tego sympatię (wyjątki : siatkówka, czekolada, książki) to wybrałam Poznań, nie Wrocław. I chociaż we Wrocławiu byłoby jak w domu, bo są tam wszyscy moi przyjaciele (i bardzo ładne mosty), to (chyba) dobrze mi tu, gdzie jestem. Poznałam wiele wspaniałych, nowych a już mi bliskich osób, nie tracąc jednocześnie nic z kontaktu z moimi wrocławiakami. I to jest kolejny plus w bilansie starorocznym – Snajperowa vs 2016 2:0 ;)

Nie zabrakło miejsca (i czasu!) na szalone wypady wakacyjne. Najpierw pomaturalne jezioro z najlepszą ekipą na świecie, Liga Światowa z kuzynostwem, rolki, rolki, rolki, szukanie mieszkania w Poznaniu, więc i wycieczek tam nie zabrakło. W końcu po 5 latach internetowej przyjaźni słowo stało się ciałem i spotkałam moją Asię  . Wrzesień to już Katowice i pożegnanie mistrza Gumy, które pozostanie w moim serduchu na zawsze. Tak jak ocean książek, które pochłonęłam w te wakacje :)


2016 to też pierwsza praca. Wspaniała ekipa i jeszcze lepsza atmosfera sprawiały, że wstawałam rano bez większych problemów (jak na największego śpiocha na świecie, praktycznie bezkolizyjnie!). Jestem wdzięczna za wszystko, czego się nauczyłam, za bezbolesne wejście w dorosłe, pracownicze życie. A w planach jest, by za ciężko zrobione pieniążki kupić aparat i zacząć przygodę z profesjonalnym sprzętem #będzie_nikon

Październik przywitałam w Poznaniu. Lubię to miasto [nie tylko za Lecha i rogaliki marcińskie, chociaż przyznaję, robią różnicę ;)]; czuję się tam .. swobodnie. Integracyjne spotkania, poznawanie nowych ludzi, zawieranie znajomości, które są naprawdę wartościowymi podstawami pod wspaniałe przyjaźnie, dwa dni u moich krejzoli we Wrocławiu, otrzęsiny, lost on Kaponiera .. Działo się!

Przeprowadzka, zmiana otoczenia, inny rytm dnia i nauki nieco odbiły się na moim zdrowiu, ale szczęśliwie udało się dotrwać do świąt, magicznych, jak zawsze i fantastycznego Sylwestra. Ale zanim święta …








Sopot ♥


Okres świąteczno-noworoczny to czas wspomnień i podsumowań. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że niczego nie żałuję. Chociaż czasami wydaje mi się, że jedną czy dwie sprawy załatwiłabym inaczej, to wiem, że jest to życzeniowe podejście, z perspektywy czasu wiele rzeczy wygląda po prostu nieco inaczej. Celowo opowiedziałam jedynie tę pozytywną część roku; wszystko co trudne i przełomowe zostanie w moim serduchu, osobistym pamiętniku. Musicie mi więc uwierzyć na słowo – na mojej rozliczeniowej karteczce było więcej plusów :)

Nowy Rok to także czas obietnic. Ludzie wpadają w szał postanowień i celów do zrealizowania. Jestem zwolenniczką metody małych kroczków, skupiania się na tym, co najbliżej i nie wybiegania w przyszłość. Mimo to, mam swoją listę. Nie jest to lista postanowień, a marzeń do spełnienia; docelowo na rok 2017, praktycznie liczę się z tym, że realizację może trzeba będzie w czasie przesunąć. Moim przewodnikiem przez te 365 dni będzie RADOŚĆ, więc cel numer jeden na każdy dzień to po prostu uśmiech i utrzymanie endorfin na poziomie oscylującym blisko stu procent. #be_happy

Moi drodzy, dziękuję za te 5 lat w skromnych progach mojego królestwa. W chwili zakładania bloga w najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie aż takiego sukcesu. Tak, sukcesu. Ten blog jest moim sukcesem. Jest, dzięki Wam. Dlatego wielkie ukłony dla Was. Jesteście wspaniali! Za każde dobre słowo i skaczące cyferki licznika, za motywację i pozytywną energię – DZIĘKUJĘ 



Yes I’m neurotic I’m obsessed and I know it
I can’t take vacations and the brain won’t believe me I’m on one
Hawaii under warm sun
Yeah yeah
~ Better, One Republic

Wszystko ma swój początek i koniec. Moją alfą był 16 listopada 2011 roku, omega nastąpiła dzisiaj. Przez cały ten czas pojawiałam się i znikałam, wracałam w formie lub bez, ale zawsze byłam przez Was ciepło witana. Nie ma jednak sensu pisać bloga, w którego kiedyś wkładałam całe serce, na pół gwizdka. Nie mam siatkówki pod nosem; wyjazd z domu rodzinnego na studia pierwotnie chciałam połączyć z karierą bloggerki-reporterki, ale niestety, rzeczywistość potrafi pewne plany skutecznie zweryfikować. Studenckie życie to też brak telewizji, więc nie pamiętam kiedy ostatnio udało mi się obejrzeć mecz, który obejrzeć chciałam, a volleyworld to blog o siatkówce … Nie chcę go usuwać, bo to mój siatkarski pamiętnik, część mnie i mojej historii ale temu pamiętnikowi skończyły się kartki. Only know you love her when you let her go … so let her go.

Poznałam wielu wspaniałych ludzi, w tym moją Asię, którą z ręką na sercu mogę nazwać przyjaciółką, wiele się też nauczyłam. Za wszystko to do końca życia będę wdzięczna, bo Volleyworld to piękny kawałek mojego życia. Teraz trzymam jednak w ręku one - way ticket, czas na nowe rozdanie. 2 stycznia 2017 roku to ostatnia karta Volleyworldu.


Nie mówię żegnaj, ale do widzenia. Do kiedyś, gdzieś. Ciao!


środa, 9 listopada 2016

In&out #4





In :

Skra Bełchatów

1)      Styl gry – samba po argentyńsku; krótkie po prostu poezja, Mariusz śmigający jak rakieta z prawego, zbiegnięcie z Winiarem, czyli siatkówka skuteczna i przyjemna dla oka – to, co kocham najbardziej!
2)      Poprawa przyjęcia
3)      Wygrywanie końcówek = hartowanie drużyny
4)      Winiar w dobrej dyspozycji


Czapy
Nowa beżowa <3 (nie mogłam się powstrzymać, więc znalazł się pomysł na obejście argumentu pod tytułem : „czapa? Przecież już masz!” – prawda, Asiu? :D)
+ reakcja na czapy w Poznaniu – bezcenne!

Ostatnio  w czwartek, zagubiona ja i ekipa na przystanku :
Ja : Przepraszam, jak dojdę na Ka …?
Ktoś : KŁOS I WRONA!
Ktoś 2 : GDZIE!?
Ktoś : No na CZAPIE!

Jak widać, ludzie reagują mega pozytywnie, utożsamiają mnie z czapą i dzięki temu zapamiętują (potwierdzone info od ludzi z roku), no i nawiązuję dzięki niej krótkie, aczkolwiek miłe i sympatyczne relacje w autobusach, tramwajach i na wszelkich przystankach :)
Dziękuję, Karolu i Andrzeju! :D


ZAKSA – Jastrzębie
… tie-break do 20 mówi sam za siebie – mecz sezonu narazie! #taksiębawiZAKSA

Częstochowa – Politechnika
In  a nie out (choć uwielbiam Wilki Bednaruka), bo Częstochowa to Bąkiewicz, a Bąkiewicz to sentyment :) #brawoWy



Out :

Walkower Skry
Kara przede wszystkim dla siatkówki samej w sobie; dla zawodników i kibiców. Decyzja, która boli mnie bardzo, bo #yellowblackfamily. Ty wiesz i ja wiem, że w Szczecinie te trzy punkty nie pomogą i nie zaszkodzą, a my możemy ich w Bełchatowie potrzebować.

A teraz uczciwie, czy ta jedna akcja miałaby wpływ na przebieg całego meczu, gdyby była rozegrana w innym składzie osobowym? Odpowiedź nasuwa się sama. Ja już nie raz mówiłam, że jak się za dużo kombinuje, to nic dobrego z tego nie wynika, siatkówka zawsze obroni się sama; powinna być pełna ducha sportu a nie przepisów.

Hejty na TT mogę podpiąć pod walkower, ale czy to ma sens? Ludzi nie zmienię, Twitterów nie nawrócę; u nas tak już jest, że bardziej niż swoim klubem, interesujemy się cudzym nieszczęściem, im szybciej się z tym pogodzę, tym mniej nerw stracę.

Brak możliwości/czasu na oglądanie meczosów

… niewesołe życie studenta bez telewizji :(  


PS : Spóźnione i całkowicie zintegrowane In&outy, obiecuję poprawę!

środa, 26 października 2016

In & out #3

Dziś nietypowo, bo całkowicie outowo. Alergicy nietolerujący środowiska bełchatowskiego proszeni są o nie zapoznawanie się z treścią niniejszego felietonu, gdyż jak wiadomo każdy felieton niewłaściwie zinterpretowany zagraża życiu lub/i zdrowiu. Enjoy!

Nie lubię zarzucać człowiekowi najgorszych motywacji. Być może ciut naiwnie wierzę, że ludzie z gruntu są dobrzy, jedynie czasem robią głupstwa. No bo jak inaczej nazwać fakt „syndromu złoczyńcy”, który co jakiś czas niczym drapieżna fala wypływa  z nieskazitelnej wydawałoby się, toni siatkarskiego świata.

16 października 2011 roku, pamiętam jakby to było wczoraj. Siatkarski światek niezwykle płynnie przeszedł od smutku z powodu przedwczesnego odpadnięcia z TEGO mundialu do niechęci, a w skrajnych przypadkach do nienawiści Mariusza Wlazłego. Gwizdy na Podpromiu, klasyczne już „rozpłacz się” podczas prób wzięcia challengu, internetowe morze hejtu … wystarczyło, bym „wzięła sprawy w swoje ręce”. Założyłam bloga, żeby powiedzieć STOP; stanąć w obronie wielkiego siatkarza i wspaniałego człowieka [ i tak oto musicie się ze mną męczyć ;) ]. Wiele razy w tamtym czasie próbowałam „nawracać” innych, prześmiewczych i sceptycznie nastawionych kibiców na jedyną słuszną, Mariuszową drogę. Czas płynął, a od Bałtyku po Tatry Wlazły miał tyle samo zwolenników, co przeciwników (choć w zasadzie przeciwników było jakby więcej). Chciałoby się powiedzieć zawodnik, którego kochasz lub nienawidzisz i nie ma nic pomiędzy.

Rok 2014. Polska na najwyższym stopniu podium Mistrzostw Świata. Mariusz Wlazły, po turnieju swojego życia, ze łzami w oczach odbiera statuetkę MVP mistrzostw. On już wie, że to ukoronowanie niesamowitej kariery (która wstrząsnęła moim życiem), kibice dowiedzą się za chwilę, z ust Marka Magiery. Gdzie wtedy byli szlachetni gwizdajłowie? (neologizm Króla Juliana) Prawdopodobnie w licznym gronie pochlebców gratulujących Mariuszowi, zapewniających o swoim uwielbieniu dla jego gry. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie jego zawziętość i siła charakteru, może wcale by na tym podium 21 września 2014 roku nie stał. Ale Mariusz to po prostu Mariusz – krytyka, w szczególności ta bezsensowna, płynąca z czystej niechęci, zawsze mobilizowała go jedynie do jeszcze lepszej gry. Wlazły to fighter, który zagrał na nosie tym, którzy przed laty postawili na nim Krzyżek. Nie znam drugiej takiej osoby, której determinacja sięgałaby Himalajów.
Minęły lata, czasy się zmieniły, siatkówka się zmieniła, ale kibice się nie zmienili. Kochają lub nienawidzą z niesamowitą siłą, jak moja ulubienica zielonooka Ania Shirley. Biada tym, którzy zajdą im za skórę! Co czeka takich delikwentów, zapytacie. Odpowiem : siatkarska banicja. Będą gwizdy i morze, co ja gadam, ocean hejtu. Pojawią się wyszukane pseudofakty i godne Cobena teorie spiskowe. Płacz i zgrzytanie zębami, siatkarska apokalipsa.

Trzymaj się Bartek, walcz o swoje cele, skup się na swoim zdrowiu. Nie czytaj gazet, nie przeglądaj Internetów, nie słuchaj gwizdających. Za kilka lat odniesiesz z reprezentacją sukces i znów staniesz się ich ulubieńcem; przyjdą, pogratulują, poklepią po plecach, choć teraz bardziej przejmują się japońskim klubem niż Tobą i Twoimi motywacjami. Skąd to wiem? Bo znam jednego takiego, co siłą charakteru góry by przeniósł. Tak się składa, kolega z pracy Bartka. Tak więc, drogi Bartku, mimo iż nie każdy jest Mariuszem Wlazłym, wierzę, że Twoja ambicja i waleczność poniosą Cię w kierunku zaangażowania i pasji. Zdrowiej i wracaj na boisko. Silniejszy.

Mam wrażenie, że siatkówka zgubiła się w siatkówce; kibice zapodziali gdzieś mapy prawdziwej  siatkarskiej miłości, dziennikarze zawieruszyli kompasy ducha sportu. Hejty, afery, wzajemna niechęć … Nie chcę takiej siatkówki. Nie takiej siatkówce oddałam serce. Nie taką siatkówkę chcę oglądać. Chcę czystych emocji; bez wzajemnej niechęci i czekania z satysfakcją na nadchodzące potknięcie przeciwnika, pasji, zaangażowania i walki o każdy, najmniejszy punkcik. Chcę magii jak na mistrzostwach świata. Bez tego, dzisiejsza siatkówka, nie jest już siatkówką.



Ciao!