środa, 31 grudnia 2014

Chwilo trwaj, jesteś piękna! Złoty polski wrzesień.


Chwilo trwaj, jesteś piękna!
Złoty polski wrzesień, czyli trzy magiczne tygodnie,
podczas których szczęście nabrało głębszego sensu.



Feel the magic in the air!


Trybuny wypełnione po brzegi.
Biało-czerwoni kibice.
Biało-czerwone flagi i szaliki.
Biało-czerwone uśmiechy.
Biało-czerwone szaleństwo „od morza do Podhala”.
Elektryczne powietrze.
Drgające napięcie.
Trzy tygodnie siatkarskiego szczęścia.
Dziecięca radość po wygranych akcjach, waleczna mobilizacja, nieustępliwa odwaga, francuski dotyk kunsztu i precyzji.
Siatkarska magia w powietrzu.
Warszawa, Wrocław, Łódź, Bydgoszcz, Gdańsk, Kraków i Katowice.
Cudowny Volleyland!





Francuski dotyk

Przeczucie.
Podobno tak można wyjaśnić spontaniczne pomysły, decyzje niepodparte logicznym argumentem, szaleństwa, w których jest metoda. Przeczucie mieli działacze, mianując trenerem Reprezentacji Polski czynnego zawodnika Skry Bełchatów, Stefana Antigę. 
Dziennikarze zadawali pytania, kibice drapali się po głowie, a ja .. nauczona doświadczeniem ze Skry Bełchatów, myślałam : czemu nie? I z lekkim niepokojem, ale pozytywną nadzieją w sercu czekałam na Mistrzostwa.

Antiga zaraził siatkarzy „francuskim luzem”. Jego Drużyna stanowiła niesamowity kolektyw; odważni wojownicy, twardzi bombardierzy, nieustępliwi fighterzy, podążający do upragnionego celu. Przyjaciele. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! 
Takiego ognia w biało-czerwonych szeregach jeszcze nie widziałam! 
Tutaj wszyscy żyli absolutnie każdą akcją rozgrywaną na parkiecie, tutaj każdy miał swoje „pięć minut”, każdy miał swoje zadania i wypełnił je w dwustu, trzystu procentach! 
Biało-czerwoni porwali swoich kibiców walecznością, radością, polskim stylem i „francuskim dotykiem”. Zagrali niesamowity turniej, o którym będziemy opowiadać naszym wnukom! :)






Wrocławska sielanka

Przez pierwszą fazę mistrzostw polski walec przejechał jak burza, siejąc spustoszenie w szeregach rywali. 5 meczy i komplet punktów, tylko jeden stracony set! Polacy w euforii!

Łódzkie horrory

Przegrany mecz z USA, nerwówka z Włochami .. Polskie serca były na wyczerpaniu, a to przecież dopiero początek drugiej fazy.

Kiedy w euforii oglądaliśmy dwa pierwsze sety z drużyną Iranu, którą nasi Chłopcy rozkładali na łopatki, do głów nam nie przyszło, że za chwilę zjedziemy windą z nieba do .. czyśćca. Po tym spotkaniu polscy siatkarze stali się mistrzami tie-breaków, a polscy kardiolodzy zyskali nowych pacjentów.

Dzięki naszym kochanym Argentyńczykom mecz z Francją był meczem przyjaźni, ale jak na mistrzów tie-breaków przystało, był i tie’break, wygrany dla siebie, kibiców i trenerów, dla których było to przecież spotkanie szczególne, „francuska wojna domowa”.

LOSOWANIE

Losowanie, po którym Bernardinho rwał włosy z głowy, kibice nie mogli spać w nocy, a siatkarze zgodnie twierdzili, że grupa marzeń to to nie jest. W obliczu nerwowych palpitacji serca, prognoz, analiz i statystycznej gry argumentów, odpraw taktycznych, wywiadów teoretycznych, mobilizacji wojennej i sprawy doprawdy nieprzyziemnej, okrzyknięto grupę H grupą śmierci.

Samba de Łódź!, mogliśmy krzyczeć po kolejnym dreszczowcu w Atlas Arenie.

Kiedy na tablicy świetlnej widniał wynik 1:2 dla Canarinhos sprawy w swoje ręce wziął nasz atakujący i mecz przybrał formę Mariusz Wlazły versus Brazylia. Polski bombardier zdobył w tym spotkaniu rekordowe 31 punktów, prowadząc Biało-czerwonych do zwycięstwa. Morderczego tie-breaka zakończył „o mały włos” Karol Kłos.

Jeśli słyszeliście wielki huk to bardzo przepraszamy i uprzejmie informujemy, że to nie trzęsienie ziemi, a spadające z polskich serc kamienie. Łódź odetchnęła powietrzem triumfu i oszalała ze szczęścia! EUFORIA!

Po tym jak Brazylia powetowała porażkę z Polską na Rosji, odprawiając Sbornę z kwitkiem, wygrywając 3:0, Biało-czerwonym do szczęścia potrzebne były 2 sety. Dwa sety były, był nieoceniony Mariusz Wlazły, były gesty i muskuły, euforia była też przeogromna, a żeby nie łamać tradycji był też tie-break, łódzka Atlas Arena znów oszalała, a Polska zwyciężyła wielką Rosję.

Mamy strefę medalową, mamy strefę marzeń! Jedziemy do Katowic!




Spodek odleciał!

To był mecz nerwowych ruchów, jak na półfinał przystało, rekordowego serwisu (131km/h) Grozera, który w punkt! przyjął nasz libero Paweł Zatorski, obrony nogą niezastąpionego Mariusza Wlazłego, przełożonej ręki niemieckiego środkowego, mecz wspaniałej publiczności, która napędzała grę Biało-czerwonych, mecz półfinałowy wygrany 3:1. 

MAMY FINAŁA!








DZIĘKUJĘ!



Pożegnanie z Dziesiątką

To był jego turniej. Nie przeszkodziły kontuzje, które przyciągał jak magnes. Rywale też nie mieli nic do powiedzenia, gdy atakował. Miał cel i wytrwale do niego dążył. Zdobył w polskim mundialu 233 punkty, statuetkę dla Najlepszego Atakującego i MVP całego turnieju oraz najważniejsze - złoty medal. Zostawił na boisku całe swoje serce, wszystkie ambicje, poświęcenia i wyrzeczenia. Był pozytywnym duchem, radosnym ładunkiem energetycznym, który prowadził Biało-czerwonych od zwycięstwa do zwycięstwa. 

Gdy Marek Magiera ogłaszał koniec jego reprezentacyjnej kariery wszyscy mieli łzy w oczach. 
Małą, męską łzę widziałam też w oczach Mariusza. 
Piękne pożegnanie Wielkiego Mistrza. 
Odchodzi w blasku chwały. 
I już wszyscy będą go pamiętali jako Bohatera Narodowego. 
Veni, vidi, vici. 
DZIĘKUJEMY!







Czterej Pancerni

Za każdą biało-czerwoną chwilę, za wszystkie emocje, za trud, pot i łzy. Za najlepsze na świecie mistrzostwa, za najlepsze na świecie charaktery, za najlepsze na świecie umiejętności, najlepszą na świecie grę…

Szampon, Winiar, Guma i Igła. Czterej Pancerni. Dziękujemy!





                                    








Chwilo trwaj, jesteś piękna!


Ten medal sprawił, że patrzę na świat przez różowe okulary. Wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia? Spełniają się, jeśli się tego bardzo chce! :)

Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy …
Ci siatkarze, ci trenerzy, ci kibice, ta atmosfera, utrwalone w kadrach kamer, zapisane w potoku złotych słów, ukryte w naszych kibicowskich sercach trzy magiczne tygodnie. 
Drugi raz tego nie przeżyjemy, nie odtworzymy w ten sam, piękny sposób. 
Dlatego jesteśmy szczęściarzami. 
Wielkimi szczęściarzami! 
Chwilo trwaj, jesteś piękna! ♥









A Wam, Kochani Czytelnicy, dziękuję za każdy ślad Waszej obecności.
Za to, że mogłam tu wrócić, po raz kolejny. Jesteście wspaniali! :)

Życzę, by ten 2015, był rokiem szczęśliwych siatkarskich zakończeń! 
Wspaniałego Roku! :)


poniedziałek, 29 grudnia 2014

Skra 2014.


Skra 2014, czyli podsumowanie roku. 
Nieobiektywnie o obiektywnym, nieprecyzyjnie o precyzji, 
niechronologicznie, bez ładu i składu i z zamiłowaniem do tańca ogólnie.



MISTRZEM POLSKI JEST SKRA!

Przepis na sukces według króla Miguela I Falaski :

Nico „błyskawica” Uriarte
Facundo „druga linia” Conte
Mariusz „F16” Wlazły
Andrzej „czapa” Wrona & Karol „czapa” Kłos
Stefan „profesor” Antiga
oraz Paweł „idealne przyjęcie” Zatorski

Bo Skra z Bełchatowa to polskiej siatki Królowa! 
#MISZCZE







Szczęście przez oczyszczenie.

Siatkówka nauczycielką życia; wiele już lekcji od niej dostałam. Przez te osiem lat nauczyłam się szacunku i pokory, bez względu na to, czy aktualnie niszczyła mi życie, czy prowadziła windą do nieba. Ten rok to było siatkarskie oczyszczenie. Skra 2014 to drużyna, z którą na nowo zakochałam się w siatkówce, znów dostrzegłam jej piękno i wyjątkowość. Każda piłka, punkt, set, mecz to było moje małe żółto-czarne święto, a suma tych świąt złożyła się na ósme Mistrzostwo Polski, mimo iż droga do niego nie była usłana różami. Moja Skra jednak po raz kolejny uczyniła mnie lepszym kibicem i pokazała siatkarską drogę. Dumna jestem, że jest moim kibicowskim drogowskazem. Dziękuję : )







Poczuj bełchatowską radość!

Już od ośmiu lat (jak ten czas szybko leci!) niezawodnym źródłem endorfin jest w moim codziennym życiu Skra Bełchatów, szczęśliwy klub szczęśliwych ludzi. Wszechobecny uśmiech,  pozytywnie zakręceni wariaci, happy-endy .. Takie rzeczy tylko w Bełchatowie! : )




Argentyńskie tango …

… czyli o dwóch takich, którzy SKRAdli mi serce : )

Nicolas Uriarte – wirtuoz, który dyrygował bełchatowską orkiestrą, magik, który wodził za nosy nawet najbardziej doświadczonych blokujących, rozgrywający, który czarował finezją i kunsztownym konceptem gry. Gdybym chciała określić szybkość wystawy Nico, musiałabym wymyśleć nową jednostkę czasu, bowiem Argentyńczyk posyłał piłki w błyskawicznym tempie, latynoskim stylu, prezentując radosną twórczość, w rytmie której grała cała Skra. Przyznam się szczerze, mam słabość dla tego siatkarza i jego nieprawdopodobnego rozegrania : )

Podobno do tanga trzeba dwojga. W myśl tej zasady do Bełchatowa zawitał także najlepszy przyjaciel Nico, supersnajper Facundo Conte, który w rytmie latynoskich melodii prowadził Skrę od zwycięstwa do zwycięstwa. Profesorskie obicie bloku, superprecyzyjna kiwka, soczysty gwóźdź w trzeci metr i (moje ulubione!) zbiegnięcie z lewego skrzydła, słynna już „połóweczka”… Majstersztyk!

Tak więc gdy rywale mylili kroki, argentyńskie tango wytańczyło Mistrzostwo Polski :  )

I szczerze, nie wyobrażam sobie tego duetu w innych, niż żółto-czarne koszulki! : )

#vamos!



Supertrio.

Czekolada jako lek na chandrę jest już od dawna przereklamowana, wierzcie mi! Na depresje, problemy małe i duże, na zły humor, dołki, górki i pagórki najlepiej działają niezawodni Karol Kłos, Andrzej Wrona i Wojtek Włodarczyk!

#YouMadeMyDay! :D





Syndrom Mariusza.

„Kto ma Mariusza Wlazłego, ten ma mistrzostwo” … a dokładniej osiem Mistrzostw Polski.  Bełchatowski supersnajper po raz kolejny udowodnił, że nie ma sobie równych. 
Atakował pewnie, mocno, ale i technicznie, a przede wszystkim niesamowicie skutecznie, swoją piorunującą zagrywką z zegarmistrzowską precyzją rozstrzygał o losach meczów. Prowadził zespół ku zwycięstwu i chwale; niezłomny lider, bombardier idealny, żywa legenda, uparty-celem kapitan; wspiął się na siatkarskie Himalaje i znów zachwycił absolutnie wszystkich.

Eksperci przecierali oczy ze zdumienia, rywale wznosili modły, by w końcu pomylił się w polu serwisowym, bełchatowscy kibice szaleli ze szczęścia, a dziennikarzom brakowało przymiotników i stopni wyższych, by wyrazić jego klasę. 
Trzy tytuły MVP w trzech meczach finałowych z rzeszowską Sovią, Mariusz zachwycił siatkarski świat.

 A jak wszyscy wiemy, sezon klubowy był tylko prologiem złotej sagi … 
Siatkarski rok 2014 to rok Mariusza Wlazłego Wielkiego i jego drużyn!









Bailando.

Skra zaprasza do tańca! W tym roku królują latynoskie rytmy. I raz piękna „połóweczka” z lewego skrzydła, i dwa błyskawiczna piłka do Michała Winiarskiego, i trzy w obroty biorą rywali Karol Kłos i Andrzej Wrona, i cztery kapitalnie krótką gra libero Ferdinand Tille, i pięć o zawrót głowy przyprawia przeciwnika finezyjnym rozegraniem Nico Uriarte, i sześć do rozpaczy zagrywką doprowadza Nico Marechal, i siedem blokiem popisuje się Wojtek Włodarczyk, a na osiem atomowym zbiciem kończy zabawę Mariusz Wlazły.





Skra Bełchatów, stan umysłu! 



                                                                  

środa, 3 grudnia 2014

Żółto-czarny sen.



W mistrzowskim kraju mistrzowskich Siatkarzy organizuje się tylko mistrzowskie imprezy.
Jedna z nich odbyła się w minioną niedzielę, 30 listopada 2014 roku, w łódzkiej Atlas Arenie, gdzie jeszcze niedawno złota Drużyna Stefana Antigi rozgrywała thrillery rodem z mocnego kina nocnego podczas biało-czerwono-złotych Mistrzostw Świata.

Kibice zdjęli jednak biało-czerwone, narodowe barwy i ozdobili roześmiane buźki kolorami żółto-czarnych Pszczółek i czerwono-białych Wilków. Łódzka Arena gościła bowiem w swych elektrycznych progach Mistrza i Wicemistrza Kraju - PGE Skrę Bełchatów i Asseco Resovię Rzeszów.

Jak Polska długa i szeroka tak też niezwykle emocjonalna wobec bełchatowsko-rzeszowskich pojedynków. Historię zwycięstw w glorii chwały i spektakularnych porażek opowiadają nawet najstarsi Górale.

Skra i Sovia to gwarancja siatkówki najwyższych lotów - bombowych serwisów, piorunujących ataków, czap spadających pod nogi, widowiskowych parad w obronie, szybkich jak błyskawica rozegrań, wojny na taktykę i statystykę, siatkarską magię oraz rytualne typowanie, aktualne prognozy pogody nad niebem bełchatowskim i rzeszowskim, i w końcu bitwy na boisku i trybunach.

Bo nasze polskie El Classico to stracie na słowa i siatkarskie argumenty.
Cios za cios, serwis za serwis, blok za blok, obrona za obronę, a rozegranie ... cóż, każde następne lepsze od poprzedniego :)

W Gran Derbi nie wystarczy wygrać trzech upragnionych setów, bo walka toczy się także na trybunach.
Pieśń za pieśń, przyśpiewka za przyśpiewkę. Zdarte gardło i obolałe od klaskania ręce. Roześmiana buzia i szczęśliwe serce - oto kibic w obliczu meczosu.
A nad parkietem unosi się duch rywalizacji i uskrzydla swoich wojowników. Spektakl trwa w najlepsze i tylko szkoda, że tak szybko się kończy, bo na pojedynki Skry i Sovi można patrzeć godzinami! (gdy wygrywa Skra, oczywiście :P)

W Łodzi przeżyłam kolejną, zachwycającą, niezapomnianą, siatkarską przygodę
Były bombowe ciosy i wymagające serwisy, były parady w obronie, a czapy sypały się jak asy z rękawów blokujących, rozegrania natomiast osiągnęły kosmiczny poziom, którego nie sposób przewidzieć w żadnej taktyce, gdyż statystyka wysiada, laptopy zapominają jak trzeba pracować, a samym taktykom opadają ręce ;)

Byli też w Łodzi Najlepsi Kibice na Świecie.
Jak zawsze dali z siebie trzysta procent i stworzyli wspaniałe widowisko, którego częścią miałam zaszczyt być :)
Gardła śpiewały kibicowskie przyśpiewki, dłonie wyklaskiwały siatkarskie takty a wszystko w eleganckim rytmie meksykańskiej fali.

Dzięki Łódź!
Daliśmy czadu!
Było magicznie, jak zawsze :)

SKRA  3 : 0  SOVIA

#MiszczBełchatów
#3:0
#bełchatowskiSergio
#bijemyRekorda
#robimyHistorię
#boJaToKocham



PS : Przepraszam, że dopiero dziś, ale szkoła rządzi się swoimi prawami. Odliczam do świąt. Jeszcze #17! :)