piątek, 23 września 2016

Syndrom ćwierćfinału


"O to chodzi jedynie
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało." 
~ Leopold Staff, "Odys"



Nie ma dymu bez ognia, nie ma życia bez presji. Człowiek już od najmłodszych lat rzucany jest na głęboką wodę wymagań i odpowiedzialności. Przedszkolaki rywalizują o względy pani wychowawczyni, dzieci w podstawówce o miano lidera grupy, gimnazjaliści o #swag a studenci o najlepsze praktyki w mieście.

Biznesmani prześcigają się w wyścigu o kontrahentów,  sprzedawcy w walce o klientów. Pęd za sławą, wszechobecna rywalizacja, swoisty wyścig szczurów.

Ludzie zaczynają wchodzić w formę, wkładając maski, jakie narzuca otoczenie. Rodzice chcą, by syn został lekarzem,  a córka prawniczką, więc wpychają swoje pociechy wprost w ramiona formy studenckiej. Nauczyciele przyprawiają swoim uczniom formę uczniowską, kreśląc dystans uczeń-nauczyciel. Kibice zaś, zupełnie nieświadomie, wpędzają siatkarzy – swoich ulubieńców – w formę zwycięzców, odpowiadając w sposób naturalny na sukcesy, jakie ci ostatni osiągają.

Rzymianie muszą skakać wyżej, biegać szybciej, bić się lepiej. Polscy siatkarze muszą zawsze wygrywać. Problem polega na tym, że nie mamy mentalności zwycięzców; mamy mentalność rządną zwycięstw. Nie potrafimy grać jako faworyt, zdecydowanie „łatwiej”, z większą lekkością przychodzi nam zdobywanie trofeów, gdy atakujemy podium z pozycji kopciuszka. Nie utrzymujemy równego poziomu; po spektakularnym sukcesie, przychodzi czas na dotkliwą porażkę i … zmianę trenera. Tak było z Raulem Lozano, Danielem Castellanim i Andreą Anastasim. Jak będzie ze Stefanem Antigą? Cóż, tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. #niezbadanewyrokiPZPS


"Ludzie winią naturę i los, lecz ich los 
jest tylko echem ich charakteru i namiętności, 
błędów i słabości." 
~ Demokryt

Spójrzmy prawdzie w oczy. Oczekiwania przysłaniają realia, przekłamują rzeczywistość i przerastają możliwości. Nazywam to paradoksem stworzenia. Człowiek, perła w koronie Boskiego świata, ma równocześnie największe wobec niego ograniczenia. Wszechświat jest bowiem wieczny i nieskończony, a człowiek – śmiertelny i ułomny. W tym brutalnym zderzeniu z rzeczywistością rodzaj ludzki buntuje się już od baroku.  Buntują się także kibice. No bo jakże to tak, że wygrywamy Ligę Światową, a z Igrzysk wracamy z niczym? Jak to w ogóle możliwe, że jesteśmy „tylko” mistrzami świata? W obiegowej teorii powinniśmy przecież lać wszystkich gdzie chcemy, kiedy chcemy i jak chcemy.

Zbyt duże oczekiwania? Zdecydowanie.

Już dawno powinniśmy nauczyć się mierzyć siły na zamiary. Reprezentacja 2016 to nie ta sama złota ekipa 2014 roku. Indywidualności tak wielkie jak Mariusz Wlazły, Paweł Zagumny czy Michał Winiarski są w naszej siatkówce rzadkością (niestety). System szkolenia młodzieży wprowadzony kilka lat wstecz, dopiero teraz zaczyna przynosić efekty (złoto juniorów na Mistrzostwach Europy), a tymczasem mamy w siatkówce pokoleniową dziurę, której nie ma kto zapełnić. „Bo u nas w Polsce jest Wlazły, a potem długo, długo nikt” brzmi dziś nadzwyczaj aktualnie.

Ciągnie się za nami „syndrom ćwierćfinału”, nasza psychologiczna blokada. Ja wiem i Ty wiesz, drogi kibicu, że taką barierę skutecznie przełamać może tylko nasz kadrowy psycholog Jakub B. Bączek. Należy jak najszybciej odbudować obronny mur sportowej świadomości; nasi siatkarze w decydujących momentach każdego meczu muszą zobaczyć ostatni punkt finału Mistrzostw Świata z Brazylią, a nie feralny ćwierćfinał z USA z Rio.

Nie ma drużyn niepokonanych, ani sportowców niezastąpionych; sukces rodzi się w grupowej świadomości wygrywania. Zespół musi być jak jeden organizm, patrzeć w jednym kierunku i nie mieć żadnych wątpliwości co do jakości wykonanej na treningu pracy i mentalnej siły (stół bez nóg, czyli drama Fabiana, zgadliście - klik). Każdy set trzeba zaczyna ć od zera a kończyć przy dwudziestu pięciu. Mecz wygrywa w końcu ten, kto pierwszy zdobędzie dla siebie trójkę z przodu, nieważne, czy i w jakim stosunku przegrywał po drodze.

Stan idealny? Psycholog w każdym klubie jako serce sztabu szkoleniowego (za 5 lat - jak dobrze pójdzie - będę rozchwytywana na rynku pracy). Wracając z krainy marzeń ku szarej rzeczywistości apeluję o stałą współpracę z psychologiem w kadrze, tak jak podczas Mistrzostw Świata. Sukces zaczyna się w głowie, warto o tym pamiętać.

A Stefan? Stefan musi z nami zostać. To odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku; z niejednego siatkarskiego pieca chleb jadł, ma charyzmę, ducha walki, jest niesamowicie serdecznym człowiekiem pełnym pokory, ale i wiary we własne możliwości, bierze porażki – nieodzowne w sporcie – na klatę i nie boi się podejmować odważnych decyzji. Nie popełnijmy naszego odwiecznego błędu i dajmy mu szansę, by wyczarował dla nas piękne czterolecie!

środa, 14 września 2016

Katowice nocą

Tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką” 
Paulo Coelho, „Alchemik”

Zawsze zaczyna się od pomysłu, a właściwie krótkiej myśli, przelotnej chwili marzenia i cichego głosiku podświadomej, kibicowskiej namiętności. Potem jest chwila chłodnej analizy (bardzo, bardzo krótka). Następnie następuje kompletnie nieodpowiedzialne, nieprzemyślane, zupełnie spontaniczne, krejzolsko zakręcone i kibicowsko konsekwentne działanie. Logowanie na stronę, wybór sektoru i miejsca, klik i bilet kupiony. Dopiero wtedy chwila refleksji : Snajperowa, wariatko, Katowice są pól Polski dalej na południe, tam gdzieś na końcu mapy, a ty nawet nie sprawdziłaś, czy masz się tam jak dostać (wdech i wydech, bez paniki). W takiej sytuacji bezbłędnie wystarcza esemes do Asi – mniej więcej 5 minut zajmuje nam umówienie się na jeden pociąg i ustalenie, że przez 48 godzin Katowice będą dla nas. Jak nie od dziś powszechnie wiadomo – takich trzech, jak my dwie, to nie ma ani jednej! #volleylovers #friends

:*


Szybkie pakowanie, krótka noc i  punktualnie o 8:00 rozpoczynam podróż pociągiem relacji Kalisz-Łódź Kaliska. W drodze towarzyszy mi bezbłędny Harlan Coben i jego „Sześć lat później”.





9.48 to już dobrze mi znany łódzki dworzec. Pogoda dopisuje; piękne słońce świeci specjalnie dla kibiców zmierzających na pożegnanie pana Pawła, a tych na Kaliskiej jest sporo. Fotka mojej ukochanej Atlas Areny, ostatni rzut oka na Łódź i przesiadam się na Hutnik, którym mkniemy z Asią do Katowic.


atlas arena <3



14.15 wysiadamy i udajemy się na spotkanie z Kasią. Tego dnia prawdziwa #internetowaekipa zjechała do Spodka. Prócz Kasi (lepsza niż Google maps #potwierdzoneifno) poznałam jeszcze przesympatyczną Paulinę, krejzolkę Mariolę, Dominikę i Izę. Jak można się domyślać, siatkarskim rozmowom, śmieszkom i uśmiechom nie było końca. Dziękuję, Dziewczyny! #supergirls  #volleyfamily #dlamniezaszczyt









Facet ma w swoim życiu trójetapowy plan – posadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna. Kibic siatkówki ma jedno zadanie – wspierać swoją ukochaną drużynę do utraty tchu – i jeden cel, pielgrzymkę do mekki polskiej siatkówki, katowickiego Spodka (jeśli oprócz tego zdobędzie autograf Giby i zrobi sobie fotkę z Mariuszem Wlazłym, to może umierać spełniony - spokojnie, ja jeszcze trochę pożyję).

Punktualnie o 16:00 w katowickiej hali rozpoczęła się pierwsza część Meczu Gwiazd – polowanie na autografy. Wlazły, Giba, Winiarski, Nalbert, Kurek, Alekno, Lozano, Antiga, Blain, de Giorgi, Glinka, Gamowa, Gruszka, i wielu, wielu innych oraz ten, dla którego zebraliśmy się w Spodku -  bohater wieczoru Paweł Zagumny, czyli prawdziwa konstelacja legendarnych gwiazd na katowickim siatkarskim niebie, która przyprawiła kibiców o zawrót głowy.  Tylu wielkich siatkarzy pod jednym dachem nie spotkało się jeszcze nigdy w historii!

w końcu ktoś mojego wzrostu xD
#mały #wielki #człowiek




black&yellow family

uwielbiam!

niesamowity człowiek!

przesympatyczny pan David :D


W głowie mogło się zakręcić nie tylko od wielkich, siatkarskich nazwisk, ale też z powodu kiepsko zorganizowanego polowania na autografy. Organizatorzy niestety nie zadbali o porządek i komfort zarówno bohaterów wieczoru jak i kibiców. Ci ostatni przepychali się ile sił, by zdobyć upragnioną pamiątkową fotkę z idolem i jego podpis, przez co dochodziło do nieprzyjemnych sprzeczek, a wszechobecny ścisk przy takim upale jak w miniony weekend nie był szczególnie zdrowy. A wystarczyło zorganizować ruch jednostronny i wszyscy byliby zadowoleni … #malkontenctwo #kontrolowane

Kolejnym punktem gwiazdorskiego wieczoru był mecz GKS Katowice z włoską Veroną, wygrany przez gospodarzy 3:1. Jako że kolejki po autografy były bardzo długie i wyczerpujące, zdążyłyśmy obejrzeć zaledwie półtora seta tego pojedynku, ale muszę przyznać, że z niecierpliwością oczekuję debiutu GKSu w Pluslidze! (przyjadę poznać Marco, obiecuję! ;) )


W ścianach katowickiego Spodka zaklęte są najwspanialsze momenty polskiej siatkówki. To właśnie tam nasza reprezentacja rozgrywała najbardziej dramatyczne i zarazem najpiękniejsze mecze w historii. To właśnie mury katowickiej hali usłyszały najdostojniej odśpiewany polski hymn, obejrzały najlepszy mecz naszej reprezentacji w XXI wieku jakim był finał Mistrzostw Świata Polska 2014, usłyszały niejedną, siatkarską przygodę o przyjaźni i pasji, zobaczyły nie jedną łzę bezgranicznego szczęścia. Przekraczając mury tego niesamowitego miejsca czułam jak ogarnia mnie magia Spodka; jeszcze raz przeniosłam się myślami do pamiętnego 21 września, do ostatniego punktu z Brazylią, do ceremonii wręczania medali. W powietrzu unosił się siatkarski duch zwycięstwa i chwały, a ja stałam tam, na dole, w miejscu, gdzie nasi siatkarze złotymi zgłoskami pisali historię i czułam się niesamowicie! Spodek to siatkarska magia, której nie da się opisać; to ciarki na plecach podczas hymnu, to łzy w oczach, gdy śpiewamy pieśń o małym rycerzu, to przyspieszony puls i głośno trzepoczące się w piersi serce, to biało-czerwone barwy i wszechobecna miłość do siatkówki.

<3


Asia najlepszym fotografem ever! <3




taka wysoka Snajperowa xD


Wizyta w Spodku to siatkarskie oczyszczenie. Poczułam, że moja pasja, moja siatkarska miłość, siatkarskie uzależnienie wchodzą w inny, głębszy wymiar. Wierzcie, czy nie, poczułam się tam lepszym kibicem. Chcę być jak Spodek – oddychać siatkówką, cieszyć się każdą chwilą i unosić 10 centymetrów nad ziemią!






Niedzielny wieczór to wieczór szampańskiej zabawy– konstelacja siatkarskich gwiazd grająca wspaniały mecz przed blisko 12-stu tysięczną publicznością, biało-czerwoni najlepsi kibice na świecie, złoci juniorzy, pieśń o małym rycerzu (moja pierwsza w życiu), dwie zwrotki hymnu (łzy w oczach pana Pawła <3), wszechobecny uśmiech, śmieszki Kadzia i spółki, rajd po sektorach drużyny gwiazd zagranicznych, cheerleaderski taniec Giby i Stefana, kocie ruchy trenera Fefe de Giorgi, transfer Leona do polskiej drużyny narodowej … Wydarzenia niedzielnego wieczoru zachwyciły mnie i oczarowały do tego stopnia, że nie wiedziałam, w którą stronę zwrócić moje zielone oczy i na co patrzeć w pierwszej kolejności. To także ostatnia niedziela Pawła Zagumnego w kadrze i czas pożegnania naszego wielkiego mistrza. 20 lat występów w reprezentacji Polski, 427 spotkań, tytuł mistrza i wicemistrza świata, brąz Mistrzostw Europy, zwycięstwo w Lidze Światowej i cały szereg nagród indywidualnych to laury, jakich wielu może panu Pawłowi pozazdrościć. Oglądanie tych niesamowicie kunsztownych, technicznych rozegrań, które robiły siatkarski wiatrak z nawet największych środkowych to była prawdziwa przyjemność. Panie Pawle, dziękuję za wszystkie te wspaniałe siatkarskie chwile! #dlamniezaszczyt


Punktualnie o godzinie 22:59 (uff :D) wróciłyśmy do  schroniska na naszą pierwszą (ale nie ostatnią) noc w Katowicach. Szybko okazało się, że mamy w pokoju towarzystwo. Otóż odwiedziły nas .. pszczoły! Ciągnie swój do swego ;)





Po krótkiej nocy i pobudce o 8:00 udałyśmy się ponownie pod halę. Ostatni rzut oka na przecudowny Spodek, sesja, wycieczka na dworzec i dłuuuga  droga powrotna do domciu. Oficjalnie, to było najwspanialsze 48 godzin w moim życiu! Dziękuję Asiu, dziękuję Katowice! Do następnego :)

PS : Wszystkie najpiękniejsze zdjęcia są autorstwa Asi, reszta to już mój telefonik (czasami dzięki uprzejmości Marioli) :)

czwartek, 1 września 2016

Poczucie czasu

„Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?”
~ Phil Bosmans

świat zobaczyć w wodnym odbiciu - bezcenne!


Iloczas, czyli zestaw czasów rodem z Bruno Schulza, w których ostatnio żyję. W czasie treaźniejszym czekam. Daję czasowi czas. Niech sobie kibicowskie serce odpocznie i zgromadzi siły na zbliżające się plusligowe starcia. Siatkarski puls narazie uspokojony, wprowadzony w stan hibernacji, aczkolwiek od dziś znów nieco przyspiesza, dreptając gdzieś między fascynacją a podekscytowaniem. 
#werble 
Snajperowa rusza do Spodka! Tak, moi kochani, jak to mawia J.B.B marzenia się spełnia, więc w myśl tej pięknej zasady razem z Asią udajemy się w podróż życia do mekki polskiej siatkówki, by poczuć ten klimat, te emocje i napisać historię. Historię meczu, który nigdy więcej się nie powtórzy. #dlamniezaszczyt



Międzyczas. W międzyczasie pracuję, nadrabiam towarzyskie zaległości, czytam z słuchawkami w uszach. Kojarzycie OneRepublic? KIDS – polecam i wielbię. Martina Garrixa i jego „In the name of love” nie da się nie kochać, ostatnio nie rozstaję się z tym utworem, słucham go nawet teraz, pisząc tego posta :) #muzycznieuzależniona

BIG love <3


Z serii „życie zakupoholiczki” – dwie pary butów, stos koszulek i sweterek (kocham sweterki) oraz dwie nowe książki (trzy, z imieninową). Założyłam sobie też dziś kartę stałego klienta w Empiku #mójempik (zastanawiam się, czemu tak późno) – Bonda i coś od Kasi Grocholi, nie lubię się ograniczać gatunkowo. Poza tym, czekają jeszcze kryminały z biblioteki, uzbierał się więc całkiem pokaźny stos książek #lubięto




Bezczas. W „bezczasie” lawiruję między życiem tu a życiem tam, tym studenckim. Coraz bardziej dociera do mnie powaga sytuacji, cała ta wyprowadzka, nowe miejsce, w którym przyjdzie mi mieszkać, ludzie, których tam poznam, studia, które tam rozpocznę. Nie lubię mówić o tym, jak to sobie poradzę, jaka będę świetna i czego to dokonam. Wolę czyny; proste sprawy, które załatwię, zadania, którym podołam, egzaminy, które zdam, sesje, które zaliczę,  obowiązki, które wypełnię. One pokażą, czy decyzje które podjęłam odnośnie dorosłego życia były właściwe. Trzymajcie kciuki! #jeszczeniepoznanianka