środa, 9 listopada 2016

In&out #4





In :

Skra Bełchatów

1)      Styl gry – samba po argentyńsku; krótkie po prostu poezja, Mariusz śmigający jak rakieta z prawego, zbiegnięcie z Winiarem, czyli siatkówka skuteczna i przyjemna dla oka – to, co kocham najbardziej!
2)      Poprawa przyjęcia
3)      Wygrywanie końcówek = hartowanie drużyny
4)      Winiar w dobrej dyspozycji


Czapy
Nowa beżowa <3 (nie mogłam się powstrzymać, więc znalazł się pomysł na obejście argumentu pod tytułem : „czapa? Przecież już masz!” – prawda, Asiu? :D)
+ reakcja na czapy w Poznaniu – bezcenne!

Ostatnio  w czwartek, zagubiona ja i ekipa na przystanku :
Ja : Przepraszam, jak dojdę na Ka …?
Ktoś : KŁOS I WRONA!
Ktoś 2 : GDZIE!?
Ktoś : No na CZAPIE!

Jak widać, ludzie reagują mega pozytywnie, utożsamiają mnie z czapą i dzięki temu zapamiętują (potwierdzone info od ludzi z roku), no i nawiązuję dzięki niej krótkie, aczkolwiek miłe i sympatyczne relacje w autobusach, tramwajach i na wszelkich przystankach :)
Dziękuję, Karolu i Andrzeju! :D


ZAKSA – Jastrzębie
… tie-break do 20 mówi sam za siebie – mecz sezonu narazie! #taksiębawiZAKSA

Częstochowa – Politechnika
In  a nie out (choć uwielbiam Wilki Bednaruka), bo Częstochowa to Bąkiewicz, a Bąkiewicz to sentyment :) #brawoWy



Out :

Walkower Skry
Kara przede wszystkim dla siatkówki samej w sobie; dla zawodników i kibiców. Decyzja, która boli mnie bardzo, bo #yellowblackfamily. Ty wiesz i ja wiem, że w Szczecinie te trzy punkty nie pomogą i nie zaszkodzą, a my możemy ich w Bełchatowie potrzebować.

A teraz uczciwie, czy ta jedna akcja miałaby wpływ na przebieg całego meczu, gdyby była rozegrana w innym składzie osobowym? Odpowiedź nasuwa się sama. Ja już nie raz mówiłam, że jak się za dużo kombinuje, to nic dobrego z tego nie wynika, siatkówka zawsze obroni się sama; powinna być pełna ducha sportu a nie przepisów.

Hejty na TT mogę podpiąć pod walkower, ale czy to ma sens? Ludzi nie zmienię, Twitterów nie nawrócę; u nas tak już jest, że bardziej niż swoim klubem, interesujemy się cudzym nieszczęściem, im szybciej się z tym pogodzę, tym mniej nerw stracę.

Brak możliwości/czasu na oglądanie meczosów

… niewesołe życie studenta bez telewizji :(  


PS : Spóźnione i całkowicie zintegrowane In&outy, obiecuję poprawę!

środa, 26 października 2016

In & out #3

Dziś nietypowo, bo całkowicie outowo. Alergicy nietolerujący środowiska bełchatowskiego proszeni są o nie zapoznawanie się z treścią niniejszego felietonu, gdyż jak wiadomo każdy felieton niewłaściwie zinterpretowany zagraża życiu lub/i zdrowiu. Enjoy!

Nie lubię zarzucać człowiekowi najgorszych motywacji. Być może ciut naiwnie wierzę, że ludzie z gruntu są dobrzy, jedynie czasem robią głupstwa. No bo jak inaczej nazwać fakt „syndromu złoczyńcy”, który co jakiś czas niczym drapieżna fala wypływa  z nieskazitelnej wydawałoby się, toni siatkarskiego świata.

16 października 2011 roku, pamiętam jakby to było wczoraj. Siatkarski światek niezwykle płynnie przeszedł od smutku z powodu przedwczesnego odpadnięcia z TEGO mundialu do niechęci, a w skrajnych przypadkach do nienawiści Mariusza Wlazłego. Gwizdy na Podpromiu, klasyczne już „rozpłacz się” podczas prób wzięcia challengu, internetowe morze hejtu … wystarczyło, bym „wzięła sprawy w swoje ręce”. Założyłam bloga, żeby powiedzieć STOP; stanąć w obronie wielkiego siatkarza i wspaniałego człowieka [ i tak oto musicie się ze mną męczyć ;) ]. Wiele razy w tamtym czasie próbowałam „nawracać” innych, prześmiewczych i sceptycznie nastawionych kibiców na jedyną słuszną, Mariuszową drogę. Czas płynął, a od Bałtyku po Tatry Wlazły miał tyle samo zwolenników, co przeciwników (choć w zasadzie przeciwników było jakby więcej). Chciałoby się powiedzieć zawodnik, którego kochasz lub nienawidzisz i nie ma nic pomiędzy.

Rok 2014. Polska na najwyższym stopniu podium Mistrzostw Świata. Mariusz Wlazły, po turnieju swojego życia, ze łzami w oczach odbiera statuetkę MVP mistrzostw. On już wie, że to ukoronowanie niesamowitej kariery (która wstrząsnęła moim życiem), kibice dowiedzą się za chwilę, z ust Marka Magiery. Gdzie wtedy byli szlachetni gwizdajłowie? (neologizm Króla Juliana) Prawdopodobnie w licznym gronie pochlebców gratulujących Mariuszowi, zapewniających o swoim uwielbieniu dla jego gry. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie jego zawziętość i siła charakteru, może wcale by na tym podium 21 września 2014 roku nie stał. Ale Mariusz to po prostu Mariusz – krytyka, w szczególności ta bezsensowna, płynąca z czystej niechęci, zawsze mobilizowała go jedynie do jeszcze lepszej gry. Wlazły to fighter, który zagrał na nosie tym, którzy przed laty postawili na nim Krzyżek. Nie znam drugiej takiej osoby, której determinacja sięgałaby Himalajów.
Minęły lata, czasy się zmieniły, siatkówka się zmieniła, ale kibice się nie zmienili. Kochają lub nienawidzą z niesamowitą siłą, jak moja ulubienica zielonooka Ania Shirley. Biada tym, którzy zajdą im za skórę! Co czeka takich delikwentów, zapytacie. Odpowiem : siatkarska banicja. Będą gwizdy i morze, co ja gadam, ocean hejtu. Pojawią się wyszukane pseudofakty i godne Cobena teorie spiskowe. Płacz i zgrzytanie zębami, siatkarska apokalipsa.

Trzymaj się Bartek, walcz o swoje cele, skup się na swoim zdrowiu. Nie czytaj gazet, nie przeglądaj Internetów, nie słuchaj gwizdających. Za kilka lat odniesiesz z reprezentacją sukces i znów staniesz się ich ulubieńcem; przyjdą, pogratulują, poklepią po plecach, choć teraz bardziej przejmują się japońskim klubem niż Tobą i Twoimi motywacjami. Skąd to wiem? Bo znam jednego takiego, co siłą charakteru góry by przeniósł. Tak się składa, kolega z pracy Bartka. Tak więc, drogi Bartku, mimo iż nie każdy jest Mariuszem Wlazłym, wierzę, że Twoja ambicja i waleczność poniosą Cię w kierunku zaangażowania i pasji. Zdrowiej i wracaj na boisko. Silniejszy.

Mam wrażenie, że siatkówka zgubiła się w siatkówce; kibice zapodziali gdzieś mapy prawdziwej  siatkarskiej miłości, dziennikarze zawieruszyli kompasy ducha sportu. Hejty, afery, wzajemna niechęć … Nie chcę takiej siatkówki. Nie takiej siatkówce oddałam serce. Nie taką siatkówkę chcę oglądać. Chcę czystych emocji; bez wzajemnej niechęci i czekania z satysfakcją na nadchodzące potknięcie przeciwnika, pasji, zaangażowania i walki o każdy, najmniejszy punkcik. Chcę magii jak na mistrzostwach świata. Bez tego, dzisiejsza siatkówka, nie jest już siatkówką.



Ciao!

środa, 19 października 2016

In & out #2


taka pogoda w poznaniu :(


In :

AZS Olsztyn
Wspominałam już, że mam do Olsztyna i zimnej Uranii niesamowity sentyment? Pamiętam jak na skrzydle szalał tam kiedyś Grzesiu Szymański, ze środka ostrzeliwał Marcin Możdżonek, defensywy strzegł Michał Bąkiewicz, a cały wówczas PZU AZS Olsztyn pod batutą Pawła Zagumnego bił się o medale z moją Skrą. Młodzi kibice powiedzą – dawno i nieprawda, ale ja mam nadzieję, że doczekam odbudowy potęgi tego klubu, dumy Warmii i Mazur. Sezon 2016/2017 to dobry prognostyk; w Olsztynie zebrano ekipę, która będzie w stanie namieszać i ze spokojem bić się o pierwszą piątkę. Wystarczy spojrzeć na siłę ofensywną uosabianą przez młodego Śliwkę, naszego Włodiego (wybaczcie, dla mnie zawsze będzie Pszczółką) i czeskiego atakującego Hadravę! Dla niewtajemniczonych dodam jeszcze, że na środku siatki dzieli i rządzi Daniel Pliński, zaś dyryguje tą mieszanką młodości i doświadczenia Paweł Woicki. Trenerze Gardini, liczymy na wynik! ;)

ZAKSa Kędzierzyn-Koźle – Lotos Trefl Gdańsk
Kibicowanie Trójkolorowym wyszło mi nieco lepiej, niż kibicowanie moim Pszczółkom (to się chyba nazywa paradoks). ZAKSa znów pokazała mistrzowski styl gry; wytrzymali gradobicie ciosów osłabionego w stosunku do poprzedniego sezonu Lotosu, który ambitnie walczył i zawiesił poprzeczkę niezwykle wysoko. Mistrz Polski, jak na mistrza przystało, wytoczył jednak swoje najcięższe działa w postaci niesamowitych  serwów Mateusza Bieńka, bombowych zbić środkowych i genialnej gry w obronie, i odprawił gdańszczan z kwitkiem. ZAKSa Kędzierzyn-Koźle – Lotos Trefl Gdańsk 3:1 #brawoTato

Młodzi, zdolni …
„Bo u nas w Polsce jest Wlazły, a potem długo, długo nikt” – brzmi jak mantra i powraca niczym bumerang, prawda? Błędy w systemie szkolenia lub zwyczajnie mniej utalentowany składnik ludzki to czynniki, które sprawiły, że w ataku mamy pokoleniową dziurę. I tak w  obliczu zakończenia przez Mariusza kariery reprezentacyjnej ratujemy się przestawieniem Bartka Kurka na atak, próbujemy grać z Dawidem Konarskim, który mimo iż błyszczy w klubie, blask ten traci w rozgrywkach międzynarodowych. I byłoby pesymistycznie, gdyby nie oni – Maciej Muzaj i Szymon Romać. Skoczni, leworęczni (w ataku to prawdziwy skarb!), ambitni; mają wszelkie podstawy, by dzielić  i rządzić na prawych skrzydle, stanowiąc o sile reprezentacji Polski. A warto pamiętać, że do drzwi seniorskiej siatkówki pukają głośno złoci juniorzy … Cóż powiedzieć, idzie młodość!



Out :

Rzeszowski świat zatrząsł się w posadach, bo Niko Penchev chce wygrać Mistrzostwo z PGE Skrą. Szczerze mówiąc, nie widzę w tym nic dziwnego. Ostatni sezon nie był dla tego zawodnika szczególnie udany, więc naturalnym wydaje się fakt zmiany środowiska i wytyczenia nowych ścieżek kariery, a co za tym idzie stawiania nowych celów. Transferowi Niko z Rzeszowa do Bełchatowa daleko do legendarnej zamiany The Reds na The Blues Torresa, niemniej bezsprzecznie jest to transfer o dużym ładunku emocjonalnym. W końcu pojedynki Skry i Resovii to nasze polskie El classico. I jakkolwiek w pewnym sensie rozumiem rozgoryczenie kibiców, którzy z ust do niedawna swego ulubieńca słyszą chęć święcenia triumfów z inną drużyną, o tyle uważam, że powinniśmy starać się wyzbywać tego typu zachowań. Mimo, że tak bardzo nie lubimy sezonu transferowego, musimy pogodzić się z faktem, że nie jesteśmy w stanie zatrzymać w ukochanym klubie ukochanych zawodników; trzeba życzyć im szczęścia i powodzenia, czekając cierpliwie na ich powrót „na stare śmieci”. Zmiany czasami są potrzebne i wychodzą na dobre ;)


KurekGate i artykuł pana Drąga – tak sobie siedzę, na dworze pada i myślę, no bo co robić jak pada, co nie? No więc myślę, i wymyśliłam, że od czasu do czasu środowisko szuka ofiary, najpierw Mariusz, teraz Bartek … A koniec końców będzie jak z Mariuszem właśnie, reprezentacja odniesie sukces, Bartek zostanie bohaterem, wszyscy zapomną o misji Japonia, poklepią po plecach i pochwalą … Nie rozumiem jak w środowisku czystym i rodzinnym jak siatkarskie można zarzucać człowiekowi najgorsze motywacje. Fanką Bartka nigdy nie byłam, kto śledzi bloga, ten wie, ale w tym momencie stoję za nim murem! Uwierzę we wszystko, ale nie w to, że sportowiec jak On wymyśla historię o depresji. Czasami to, od czego chcemy uciec, jest dla nas najlepszym lekarstwem. Warto o tym pamiętać, zanim rzuci się w eter kolejny hejt lub abstrakcję.

Skra przegrywa z Resovią 3:1, ale … 




Have a nice day and see you! :)

środa, 12 października 2016

In & out #1




Kocham Plusligę. Im dłuższa przerwa między sezonem reprezentacyjnym a startem rozgrywek na krajowym podwórku, tym bardziej tęsknię, choć uświadamiam sobie głębię tego uczucia dopiero z dźwiękiem pierwszego gwizdka. Moje żółto-czarne serducho bije coraz szybciej. To ten krejzolski stan, który niczym rollercoaster wiezie mnie windą do nieba (oby!), bo siatkówka mimo, że najpiękniejsza w koronie sportu, bywa też marudna, kapryśna i okrutna.

Za nami druga kolejka Ligi Mistrzów Świata, ligi po liftingu, odmienionej. Zabiegi pielęgnacyjne wcale niekosmetyczne – Plusliga została poszerzona do 16-stu drużyn, zmodyfikowano play-offy, zmodernizowano system challenge. Przyroda nie lubi próżni, na oceny jednak zbyt wcześnie. Przed nami płodny w meczosy sezon, po którym przyjdzie z pewnością chwila na refleksje. A tymczasem zapraszam na siatkarski In&out snajperskim okiem ;)


In :

Politechnika Warszawska
Akademicy pod batutą trenera Kuby Bednaruka to iście wybuchowa mieszanka młodości i doświadczenia. Finezyjne rozegranie Pawała Zagumnego w parze z jego siatkarską mądrością świetnie komponuje się z duchem walki młodych wilków : Filipa, Łapszyńskiego, czy Kwolka, wsparte niebanalnymi umiejętnościami Samiki czy Wrony szyje nam zespół na miarę … niespodzianki? W tym kontekście upatrywałabym Wilki Bednaruka; charyzmatyczna ekipa kipiąca team spirit niejednym sprawi kłopoty!

meczos PGE Skry Bełchatów z ZAKSą Kędzierzyn-Koźle
Majstersztyk, sportowa uczta królów! W hali Azoty rozegrała się prawdziwa siatkarska wojenka; gradobicie ciosów, efektowne obrony, magiczne rozegrania, mistrzowskie tempo, sety na przewagi, wyrafinowane końcówki, zabójcze kontry, nieziemskie wymiany. Tego nie da się opisać, to trzeba było zobaczyć!

Moje prywatne bełchatowskie In :
~ środkowi wygrywają, powiedzieć, że ich ataki to dzieło sztuki, to jakby nic nie powiedzieć
~ wystawa dołem na krótką Nico :D
~ Mariusz Wlazły (właściwie mogę sobie odpuścić komentarz, to imię i nazwisko mówi samo za siebie, mistrz w każdym calu)
~ Winiar rozegrał cały meczos na równym, fajnym poziomie
~ 3 punkty jadą do Bełchatowa! #yellow&black #family


Out :

Łuczniczka Bydgoszcz i Espadon Szczecin. Co tu dużo mówić, po tych ekipach spodziewałam się ciut więcej (moja miłość do Yudina, macie mnie). Generalnie na razie ta liga strasznie poukładana; faworyci zgarniają co swoje, dopisują kolejne trzy punkty na swoje konta, nie stosując taryfy ulgowej. W prawdzie to dopiero druga kolejka i liga mniej więcej od teraz zacznie się rozkręcać, to jednak każdy zdaje sobie sprawę, że punktów nigdy za wiele, trzeba gromadzić co się da od samego początku. Ściskam kciuki, by wszystkie zespoły z tak zwanej „drugiej części tabeli” nie były „chłopcami do bicia”, by ta liga nabrała kolorytu, by zdarzały się niespodzianki, by było ciekawie, by siatkówka pokazała swoje prawdziwe oblicze – pięknie, emocjonujące, ze stanem przedzawałowym! #cantwait


Zwolnienie trenera Stefana Antigi, Stefan, dziękuję!


In or out?

Bartosz Kurek oficjalnie w PGE Skrze Bełchatów. Wielokrotny reprezentant Polski  wraca na „stare śmieci” w miejsce Drazena Luburicia, który zagra niejako „za Bartka’ w Japonii #dżentelmeńska #wymiana (?)

Spekulacje wokół tego transferu nie milkną, a Snajperowa jak to Snajperowa powie tylko : wiedziałam ;) Moje prywatne uczucia bardzo mieszane, ale czym są wobec wieloletniego doświadczenia prezesurskiego naszych bełchatowskich włodarzy. Bartosz to zawodnik najwyższych lotów i to fakt nie do podważenia, fighter jakich mało, niesamowicie ambitny człowiek. Ufam, że odnajdzie w sobie pasję i wróci silniejszy. Cóż dodać, witamy w domu!

[ Bartek na przyjęcie czy atak? A jak na atak to czy pogodzi się z rolą drugiego, bo przecież Mariusza nikt nie rusza? A jak na przyjęcie to co z atakiem? Dobrze, że mądrzejsze głowy będą się nad tym łamać, nie zazdroszczę dylematów…  #bełchatowskie #bóle #głowy ]



A jakie są Wasze In&out? Zapraszam do dyskusji :)

piątek, 23 września 2016

Syndrom ćwierćfinału


"O to chodzi jedynie
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało." 
~ Leopold Staff, "Odys"



Nie ma dymu bez ognia, nie ma życia bez presji. Człowiek już od najmłodszych lat rzucany jest na głęboką wodę wymagań i odpowiedzialności. Przedszkolaki rywalizują o względy pani wychowawczyni, dzieci w podstawówce o miano lidera grupy, gimnazjaliści o #swag a studenci o najlepsze praktyki w mieście.

Biznesmani prześcigają się w wyścigu o kontrahentów,  sprzedawcy w walce o klientów. Pęd za sławą, wszechobecna rywalizacja, swoisty wyścig szczurów.

Ludzie zaczynają wchodzić w formę, wkładając maski, jakie narzuca otoczenie. Rodzice chcą, by syn został lekarzem,  a córka prawniczką, więc wpychają swoje pociechy wprost w ramiona formy studenckiej. Nauczyciele przyprawiają swoim uczniom formę uczniowską, kreśląc dystans uczeń-nauczyciel. Kibice zaś, zupełnie nieświadomie, wpędzają siatkarzy – swoich ulubieńców – w formę zwycięzców, odpowiadając w sposób naturalny na sukcesy, jakie ci ostatni osiągają.

Rzymianie muszą skakać wyżej, biegać szybciej, bić się lepiej. Polscy siatkarze muszą zawsze wygrywać. Problem polega na tym, że nie mamy mentalności zwycięzców; mamy mentalność rządną zwycięstw. Nie potrafimy grać jako faworyt, zdecydowanie „łatwiej”, z większą lekkością przychodzi nam zdobywanie trofeów, gdy atakujemy podium z pozycji kopciuszka. Nie utrzymujemy równego poziomu; po spektakularnym sukcesie, przychodzi czas na dotkliwą porażkę i … zmianę trenera. Tak było z Raulem Lozano, Danielem Castellanim i Andreą Anastasim. Jak będzie ze Stefanem Antigą? Cóż, tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. #niezbadanewyrokiPZPS


"Ludzie winią naturę i los, lecz ich los 
jest tylko echem ich charakteru i namiętności, 
błędów i słabości." 
~ Demokryt

Spójrzmy prawdzie w oczy. Oczekiwania przysłaniają realia, przekłamują rzeczywistość i przerastają możliwości. Nazywam to paradoksem stworzenia. Człowiek, perła w koronie Boskiego świata, ma równocześnie największe wobec niego ograniczenia. Wszechświat jest bowiem wieczny i nieskończony, a człowiek – śmiertelny i ułomny. W tym brutalnym zderzeniu z rzeczywistością rodzaj ludzki buntuje się już od baroku.  Buntują się także kibice. No bo jakże to tak, że wygrywamy Ligę Światową, a z Igrzysk wracamy z niczym? Jak to w ogóle możliwe, że jesteśmy „tylko” mistrzami świata? W obiegowej teorii powinniśmy przecież lać wszystkich gdzie chcemy, kiedy chcemy i jak chcemy.

Zbyt duże oczekiwania? Zdecydowanie.

Już dawno powinniśmy nauczyć się mierzyć siły na zamiary. Reprezentacja 2016 to nie ta sama złota ekipa 2014 roku. Indywidualności tak wielkie jak Mariusz Wlazły, Paweł Zagumny czy Michał Winiarski są w naszej siatkówce rzadkością (niestety). System szkolenia młodzieży wprowadzony kilka lat wstecz, dopiero teraz zaczyna przynosić efekty (złoto juniorów na Mistrzostwach Europy), a tymczasem mamy w siatkówce pokoleniową dziurę, której nie ma kto zapełnić. „Bo u nas w Polsce jest Wlazły, a potem długo, długo nikt” brzmi dziś nadzwyczaj aktualnie.

Ciągnie się za nami „syndrom ćwierćfinału”, nasza psychologiczna blokada. Ja wiem i Ty wiesz, drogi kibicu, że taką barierę skutecznie przełamać może tylko nasz kadrowy psycholog Jakub B. Bączek. Należy jak najszybciej odbudować obronny mur sportowej świadomości; nasi siatkarze w decydujących momentach każdego meczu muszą zobaczyć ostatni punkt finału Mistrzostw Świata z Brazylią, a nie feralny ćwierćfinał z USA z Rio.

Nie ma drużyn niepokonanych, ani sportowców niezastąpionych; sukces rodzi się w grupowej świadomości wygrywania. Zespół musi być jak jeden organizm, patrzeć w jednym kierunku i nie mieć żadnych wątpliwości co do jakości wykonanej na treningu pracy i mentalnej siły (stół bez nóg, czyli drama Fabiana, zgadliście - klik). Każdy set trzeba zaczyna ć od zera a kończyć przy dwudziestu pięciu. Mecz wygrywa w końcu ten, kto pierwszy zdobędzie dla siebie trójkę z przodu, nieważne, czy i w jakim stosunku przegrywał po drodze.

Stan idealny? Psycholog w każdym klubie jako serce sztabu szkoleniowego (za 5 lat - jak dobrze pójdzie - będę rozchwytywana na rynku pracy). Wracając z krainy marzeń ku szarej rzeczywistości apeluję o stałą współpracę z psychologiem w kadrze, tak jak podczas Mistrzostw Świata. Sukces zaczyna się w głowie, warto o tym pamiętać.

A Stefan? Stefan musi z nami zostać. To odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku; z niejednego siatkarskiego pieca chleb jadł, ma charyzmę, ducha walki, jest niesamowicie serdecznym człowiekiem pełnym pokory, ale i wiary we własne możliwości, bierze porażki – nieodzowne w sporcie – na klatę i nie boi się podejmować odważnych decyzji. Nie popełnijmy naszego odwiecznego błędu i dajmy mu szansę, by wyczarował dla nas piękne czterolecie!

środa, 14 września 2016

Katowice nocą

Tylko jedno może unicestwić marzenie – strach przed porażką” 
Paulo Coelho, „Alchemik”

Zawsze zaczyna się od pomysłu, a właściwie krótkiej myśli, przelotnej chwili marzenia i cichego głosiku podświadomej, kibicowskiej namiętności. Potem jest chwila chłodnej analizy (bardzo, bardzo krótka). Następnie następuje kompletnie nieodpowiedzialne, nieprzemyślane, zupełnie spontaniczne, krejzolsko zakręcone i kibicowsko konsekwentne działanie. Logowanie na stronę, wybór sektoru i miejsca, klik i bilet kupiony. Dopiero wtedy chwila refleksji : Snajperowa, wariatko, Katowice są pól Polski dalej na południe, tam gdzieś na końcu mapy, a ty nawet nie sprawdziłaś, czy masz się tam jak dostać (wdech i wydech, bez paniki). W takiej sytuacji bezbłędnie wystarcza esemes do Asi – mniej więcej 5 minut zajmuje nam umówienie się na jeden pociąg i ustalenie, że przez 48 godzin Katowice będą dla nas. Jak nie od dziś powszechnie wiadomo – takich trzech, jak my dwie, to nie ma ani jednej! #volleylovers #friends

:*


Szybkie pakowanie, krótka noc i  punktualnie o 8:00 rozpoczynam podróż pociągiem relacji Kalisz-Łódź Kaliska. W drodze towarzyszy mi bezbłędny Harlan Coben i jego „Sześć lat później”.





9.48 to już dobrze mi znany łódzki dworzec. Pogoda dopisuje; piękne słońce świeci specjalnie dla kibiców zmierzających na pożegnanie pana Pawła, a tych na Kaliskiej jest sporo. Fotka mojej ukochanej Atlas Areny, ostatni rzut oka na Łódź i przesiadam się na Hutnik, którym mkniemy z Asią do Katowic.


atlas arena <3



14.15 wysiadamy i udajemy się na spotkanie z Kasią. Tego dnia prawdziwa #internetowaekipa zjechała do Spodka. Prócz Kasi (lepsza niż Google maps #potwierdzoneifno) poznałam jeszcze przesympatyczną Paulinę, krejzolkę Mariolę, Dominikę i Izę. Jak można się domyślać, siatkarskim rozmowom, śmieszkom i uśmiechom nie było końca. Dziękuję, Dziewczyny! #supergirls  #volleyfamily #dlamniezaszczyt









Facet ma w swoim życiu trójetapowy plan – posadzić drzewo, zbudować dom i spłodzić syna. Kibic siatkówki ma jedno zadanie – wspierać swoją ukochaną drużynę do utraty tchu – i jeden cel, pielgrzymkę do mekki polskiej siatkówki, katowickiego Spodka (jeśli oprócz tego zdobędzie autograf Giby i zrobi sobie fotkę z Mariuszem Wlazłym, to może umierać spełniony - spokojnie, ja jeszcze trochę pożyję).

Punktualnie o 16:00 w katowickiej hali rozpoczęła się pierwsza część Meczu Gwiazd – polowanie na autografy. Wlazły, Giba, Winiarski, Nalbert, Kurek, Alekno, Lozano, Antiga, Blain, de Giorgi, Glinka, Gamowa, Gruszka, i wielu, wielu innych oraz ten, dla którego zebraliśmy się w Spodku -  bohater wieczoru Paweł Zagumny, czyli prawdziwa konstelacja legendarnych gwiazd na katowickim siatkarskim niebie, która przyprawiła kibiców o zawrót głowy.  Tylu wielkich siatkarzy pod jednym dachem nie spotkało się jeszcze nigdy w historii!

w końcu ktoś mojego wzrostu xD
#mały #wielki #człowiek




black&yellow family

uwielbiam!

niesamowity człowiek!

przesympatyczny pan David :D


W głowie mogło się zakręcić nie tylko od wielkich, siatkarskich nazwisk, ale też z powodu kiepsko zorganizowanego polowania na autografy. Organizatorzy niestety nie zadbali o porządek i komfort zarówno bohaterów wieczoru jak i kibiców. Ci ostatni przepychali się ile sił, by zdobyć upragnioną pamiątkową fotkę z idolem i jego podpis, przez co dochodziło do nieprzyjemnych sprzeczek, a wszechobecny ścisk przy takim upale jak w miniony weekend nie był szczególnie zdrowy. A wystarczyło zorganizować ruch jednostronny i wszyscy byliby zadowoleni … #malkontenctwo #kontrolowane

Kolejnym punktem gwiazdorskiego wieczoru był mecz GKS Katowice z włoską Veroną, wygrany przez gospodarzy 3:1. Jako że kolejki po autografy były bardzo długie i wyczerpujące, zdążyłyśmy obejrzeć zaledwie półtora seta tego pojedynku, ale muszę przyznać, że z niecierpliwością oczekuję debiutu GKSu w Pluslidze! (przyjadę poznać Marco, obiecuję! ;) )


W ścianach katowickiego Spodka zaklęte są najwspanialsze momenty polskiej siatkówki. To właśnie tam nasza reprezentacja rozgrywała najbardziej dramatyczne i zarazem najpiękniejsze mecze w historii. To właśnie mury katowickiej hali usłyszały najdostojniej odśpiewany polski hymn, obejrzały najlepszy mecz naszej reprezentacji w XXI wieku jakim był finał Mistrzostw Świata Polska 2014, usłyszały niejedną, siatkarską przygodę o przyjaźni i pasji, zobaczyły nie jedną łzę bezgranicznego szczęścia. Przekraczając mury tego niesamowitego miejsca czułam jak ogarnia mnie magia Spodka; jeszcze raz przeniosłam się myślami do pamiętnego 21 września, do ostatniego punktu z Brazylią, do ceremonii wręczania medali. W powietrzu unosił się siatkarski duch zwycięstwa i chwały, a ja stałam tam, na dole, w miejscu, gdzie nasi siatkarze złotymi zgłoskami pisali historię i czułam się niesamowicie! Spodek to siatkarska magia, której nie da się opisać; to ciarki na plecach podczas hymnu, to łzy w oczach, gdy śpiewamy pieśń o małym rycerzu, to przyspieszony puls i głośno trzepoczące się w piersi serce, to biało-czerwone barwy i wszechobecna miłość do siatkówki.

<3


Asia najlepszym fotografem ever! <3




taka wysoka Snajperowa xD


Wizyta w Spodku to siatkarskie oczyszczenie. Poczułam, że moja pasja, moja siatkarska miłość, siatkarskie uzależnienie wchodzą w inny, głębszy wymiar. Wierzcie, czy nie, poczułam się tam lepszym kibicem. Chcę być jak Spodek – oddychać siatkówką, cieszyć się każdą chwilą i unosić 10 centymetrów nad ziemią!






Niedzielny wieczór to wieczór szampańskiej zabawy– konstelacja siatkarskich gwiazd grająca wspaniały mecz przed blisko 12-stu tysięczną publicznością, biało-czerwoni najlepsi kibice na świecie, złoci juniorzy, pieśń o małym rycerzu (moja pierwsza w życiu), dwie zwrotki hymnu (łzy w oczach pana Pawła <3), wszechobecny uśmiech, śmieszki Kadzia i spółki, rajd po sektorach drużyny gwiazd zagranicznych, cheerleaderski taniec Giby i Stefana, kocie ruchy trenera Fefe de Giorgi, transfer Leona do polskiej drużyny narodowej … Wydarzenia niedzielnego wieczoru zachwyciły mnie i oczarowały do tego stopnia, że nie wiedziałam, w którą stronę zwrócić moje zielone oczy i na co patrzeć w pierwszej kolejności. To także ostatnia niedziela Pawła Zagumnego w kadrze i czas pożegnania naszego wielkiego mistrza. 20 lat występów w reprezentacji Polski, 427 spotkań, tytuł mistrza i wicemistrza świata, brąz Mistrzostw Europy, zwycięstwo w Lidze Światowej i cały szereg nagród indywidualnych to laury, jakich wielu może panu Pawłowi pozazdrościć. Oglądanie tych niesamowicie kunsztownych, technicznych rozegrań, które robiły siatkarski wiatrak z nawet największych środkowych to była prawdziwa przyjemność. Panie Pawle, dziękuję za wszystkie te wspaniałe siatkarskie chwile! #dlamniezaszczyt


Punktualnie o godzinie 22:59 (uff :D) wróciłyśmy do  schroniska na naszą pierwszą (ale nie ostatnią) noc w Katowicach. Szybko okazało się, że mamy w pokoju towarzystwo. Otóż odwiedziły nas .. pszczoły! Ciągnie swój do swego ;)





Po krótkiej nocy i pobudce o 8:00 udałyśmy się ponownie pod halę. Ostatni rzut oka na przecudowny Spodek, sesja, wycieczka na dworzec i dłuuuga  droga powrotna do domciu. Oficjalnie, to było najwspanialsze 48 godzin w moim życiu! Dziękuję Asiu, dziękuję Katowice! Do następnego :)

PS : Wszystkie najpiękniejsze zdjęcia są autorstwa Asi, reszta to już mój telefonik (czasami dzięki uprzejmości Marioli) :)

czwartek, 1 września 2016

Poczucie czasu

„Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro?”
~ Phil Bosmans

świat zobaczyć w wodnym odbiciu - bezcenne!


Iloczas, czyli zestaw czasów rodem z Bruno Schulza, w których ostatnio żyję. W czasie treaźniejszym czekam. Daję czasowi czas. Niech sobie kibicowskie serce odpocznie i zgromadzi siły na zbliżające się plusligowe starcia. Siatkarski puls narazie uspokojony, wprowadzony w stan hibernacji, aczkolwiek od dziś znów nieco przyspiesza, dreptając gdzieś między fascynacją a podekscytowaniem. 
#werble 
Snajperowa rusza do Spodka! Tak, moi kochani, jak to mawia J.B.B marzenia się spełnia, więc w myśl tej pięknej zasady razem z Asią udajemy się w podróż życia do mekki polskiej siatkówki, by poczuć ten klimat, te emocje i napisać historię. Historię meczu, który nigdy więcej się nie powtórzy. #dlamniezaszczyt



Międzyczas. W międzyczasie pracuję, nadrabiam towarzyskie zaległości, czytam z słuchawkami w uszach. Kojarzycie OneRepublic? KIDS – polecam i wielbię. Martina Garrixa i jego „In the name of love” nie da się nie kochać, ostatnio nie rozstaję się z tym utworem, słucham go nawet teraz, pisząc tego posta :) #muzycznieuzależniona

BIG love <3


Z serii „życie zakupoholiczki” – dwie pary butów, stos koszulek i sweterek (kocham sweterki) oraz dwie nowe książki (trzy, z imieninową). Założyłam sobie też dziś kartę stałego klienta w Empiku #mójempik (zastanawiam się, czemu tak późno) – Bonda i coś od Kasi Grocholi, nie lubię się ograniczać gatunkowo. Poza tym, czekają jeszcze kryminały z biblioteki, uzbierał się więc całkiem pokaźny stos książek #lubięto




Bezczas. W „bezczasie” lawiruję między życiem tu a życiem tam, tym studenckim. Coraz bardziej dociera do mnie powaga sytuacji, cała ta wyprowadzka, nowe miejsce, w którym przyjdzie mi mieszkać, ludzie, których tam poznam, studia, które tam rozpocznę. Nie lubię mówić o tym, jak to sobie poradzę, jaka będę świetna i czego to dokonam. Wolę czyny; proste sprawy, które załatwię, zadania, którym podołam, egzaminy, które zdam, sesje, które zaliczę,  obowiązki, które wypełnię. One pokażą, czy decyzje które podjęłam odnośnie dorosłego życia były właściwe. Trzymajcie kciuki! #jeszczeniepoznanianka


wtorek, 23 sierpnia 2016

Nie lubię przegrywać

Nie lubię truskawkowej czekolady, ale kocham czekoladę i truskawki.
Nie lubię zupy pomidorowej, ale uwielbiam pomidory.
Nie lubię horrorów, ale lubię oglądać filmy.
Nie lubię marznąć, ale kocham zimę.
Nie lubię wstawać rano, ale piękne są wschody słońca.
Nie lubię płakać, ale czasem trzeba.
Nie lubię przegrywać, ale życie nie jest cukierkowo-słodkie.



Siatkówka znów nam to zrobiła. Mnie. Tobie. Tobie. Tobie i Tobie też. Nie wiem, który to już ćwierćfinał. Nie wiem, która ważna impreza. Nie wiem, który druzgocący set. Nie wiem, który już raz pękło mi serce.

To tyle o mnie, a nie wyobrażam sobie, co czują chłopcy. Właściwie to sobie jednak wyobrażam (moja osławiona wyobraźnia odszukuje odpowiednie szufladki, które przypominają mi o siatkarskich chwilach, których pamiętać bym nie chciała)  i jest mi gorzej. Zazdroszczę sobie, że nie jestem w ich skórze. W końcu nikt nie lubi przegrywać.

Boli mnie, gdy widzę łzy w ich oczach. Wtedy sama od razu zaczynam płakać. Są dla mnie bohaterami i zawsze będą, chociaż żadni z  nich nadludzie. Są NORMALNI (niepoetyckie słowo). Nie boją się okazać słabości i ten heroizm tak bardzo w nich uwielbiam.

Nie znam dyscypliny boleśniejszej, bardziej perfidnej i niesprawiedliwej niż siatkówka. Nie znam ludzi prawdziwszych niż siatkarze. Nie znam kibiców lepszych od tych siatkarskich. Lecę więc składać serducho w siatkarskie puzzle. Przed nami kolejne czterolecie. Niech będzie lepsze, bo nie lubimy przegrywać!





#stay #strong #team #Poland #goPoland

środa, 10 sierpnia 2016

Odwrotnie proporcjonalnie do planów

Planowanie. Prozaiczna czynność, która wprowadza w życie ład i porządek. Niby błahostka, a uspokaja, harmonizuje i odpręża; wszystko dobrze, wszystko na swoim miejscu. Ale plany, moi drodzy, są jak zasady - trzeba je łamać, derozplanowywać (prawdopodobnie stworzyłam neologizm na miarę Leśmiana #samouwielbienie). Studencko-mieszkaniowe sprawy miały wyglądać zupełnie inaczej niż ostatecznie wyglądają, urlop też wyśnił mi się jak z bajki, a mamy chwilowo raczej dramat, no powiedzmy science-fiction.

Ale ...

Jeśli chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach 
~ Najdłuższa podróż,  N. Sparks

Podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, co nas nie zabije to wzmocni i takie tam #mądrości #życiowe. Biorąc przykład z zaprzyjaźnionego użytkownika instagramowego @wladeczka12 przestawiam się na spontaniczno-przygodowo-podróżniczy tryb życia. Muzyka w słuchawkach, Igrzyska w telewizji, książki pod pachę, głowa pełna pomysłów i wrodzono-wyuczony (taa, no ładny oksymoron) optymizm polecają się na ratowanie tego, czego nie dało się zaplanować - ŻYCIA.  Fingers crossed!


                                                    
 #rolki, takie moje małe szczęścia 


                                      
kawunia we Wrocku #foodporn



nauczyłam się ostatnio (bardzo dobitnie) 
że w życiu piękne są tylko chwile, 
dlatego trzeba łapać je wszystkie!



Czekacie teraz pewnie na błyskotliwy przeskok w stronę igrzyskowych zmagań a'la stara dobra Snajperowa, ale nie nie, moi kochani, not this time! Obiecałam sobie, że przez całe Igrzyska ani mru mru o naszych meczosach. Niech to będzie na poczet kumulacji energii na wydajniejsze kibicowanie. Póki co, dobrze mi idzie. Do usłyszenia po fazie grupowej! #bez #odbioru

#goPoland #teamPoland #RIO2016

wtorek, 12 lipca 2016

Let's start the party!


DOSTAŁAM SIĘ NA STUDIA <3 Przepraszam, ale musiałam to wykrzyczeć! Uczucie, gdy spełniasz marzenia – coś niesamowitego!


Moje życie żyje zawrotnym tempem. Tyle się dzieje, że nie wszystko do mnie dociera. Unoszę się 10 centymetrów nad ziemią i uwielbiam ten błogostan. Tylko czasu na rolki mi brakuje, ale spokojnie, nadrobię! ;)

A co po sportowej stronie mocy? Nasi lekkoatleci pokazali światu, że są najlepsi! Suma medali lekkoatletycznego Euro wynosi 12 krążków. Słów mi brak! Chylę czoło, jesteście niesamowici! 

Zakończyło się Euro 2016. Ja, jako kompletny i niekompetentny laik, nie chciałabym silić się na eksperckie podsumowania, gdyż ekspertcy eksperci lepiej ode mnie wszystko wyliczą, sprawdzą i skomentują. Na dniach ukaże się Euro 2016 z mało profesjonalnego, ale snajperskiego punktu widzenia, już teraz serdecznie zapraszam! :)

A tymczasem już jutro zaczyna się Final Six Ligi Światowej w Krakowie! Siatkarska elita po raz kolejny zjechała do kraju nad Wisłą, by zachwycać biało-czerwoną, najlepszą na świecie publiczność siatkówką najwyższych lotów. Kciuki wypoczęte, koszulki przygotowane, gardła gotowe? Let’s start the party! Ja się czuję, moi drodzy jak VIP, gdyż moja Asia (moja, nie nasza, bo moja jest bardziej, mówicie co chcecie) uwaga, werble proszę! -> ZAWITA DO ARENY KRAKÓW. Zróbmy jej jakiś hałas, kochani! Myślę, że czekacie na jej relację równie niecierpliwie jak ja ;)

#blogger #na #siatkarskich #salonach

Oczekiwania, prognozowania, spekulacje? Nie, to nie w moim stylu. Z bijącym mocno biało-czerwonym sercem zasiądę w miarę możliwości (praca, no i umówmy się, kiedy ja niby meczos na siedząco oglądałam? Hahaha) przed telewizorem i ze wszystkich sił będę wspierać naszych siatkarzy! Zostawią na parkiecie całe swoje serducho i to mi w zupełności wystarczy, bo – niech sobie eksperci mówią co chcą – serducho do walki to więcej niż połowa sukcesu. Także moi drodzy siatkarze, czekam na ten wojowniczy ogień!

#goPoland




czwartek, 7 lipca 2016

#wakacje

Fajne te wakacje. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak swobodnie. Wszechświat postanowił, że w końcu to moje nieskładne życie poukłada, puzzle znalazły swoje miejsce i stworzyły całkiem sympatyczną układankę. Wrodzony racjonalizm (no dobra, kogo ja oszukuje, żadna ze mnie realistka, chociaż, ostatnio, jakoś lepiej mi to wychodzi i już nie bujam w obłokach jak moja Ania Shirley), więc jeszcze raz. Nabyty cynizm (nabyty nie brzmi zbyt poetycko, ale czy cynizm może być poetycki? mój chyba może, hahaha). No więc dobrze, niech będzie nabyty cynizm. Tak oto, 'nabyty cynizm' podszeptuje, że po sielance zawsze się coś psuje, bo to tak oczywiste, jak prawo, w imię którego po burzy zawsze wychodzi słońce. Ale uciszam ten nieproszony głosik machnięciem ręki. Nawet jeśli nie zawsze będzie kolorowo (a nie ma co się łudzić, nie zawsze będzie), po prostu wstanę, otrzepię spodenki i pójdę dalej, jak radzi Kuba Błaszczykowski. W końcu w życiu musi nam być raz źle, a raz dobrze, bo jak jest za dobrze, to też nie dobrze (nie, to nie moja sentencja, chociaż idealnie w moim stylu, to niezastąpiony ksiądz Twardowski).


Tak więc egzystuję sobie wakacyjnie. Pracuję. Czekam na wyniki rekrutacji studenckiej. Słucham muzyki. Czytam książki. STOP. Ja je pochłaniam. Nadrabiam ten mój maturalny rok w plecy, więc jeśli ktoś ma coś godnego polecenia, to ja bardzo chętnie :)



Czekam też na Final Six, nie byłabym sobą gdybym nie czekała. Miło będzie zobaczyć naszych siatkarzy w akcji, już nie na wakacjach, a w meczu o stawkę. Spokojna jestem, o nic się nie martwię. Wróżyć z fusów nie zamierzam, wyników też nie obstawiam, faworyta nie mam, chcę dobrej siatkówki na wysokim poziomie. Niech to będzie prawdziwe siatkarskie święto, siatkarska uczta królów!


Chciałabym pisać regularnie. Ale nie jestem regularna. Jestem pomieszana i poplątana, jestem jak Michał Winiarski, jaram się czymś, a za chwilę zajmie mnie coś innego i jaram się już czymś innym. #krejzolka jak zwykłam być postrzegana. Ale lubię ten mój brak regularności, dzięki temu za mną tęsknicie, hahaha ;) 

A tak już całkiem poważnie, obiecuję nad sobą popracować. Jutro moje ostatnie naście i dotarło do mnie, że moje życie, a już zwłaszcza to bloggerskie, nie musi być arcydziełem. Musi być jedynie krejzolskie (ja tym słowem nową filozofię zbudowałam :D) I wiecie co? Jest właśnie takie. I to dzięki Wam :)







Bajo!

poniedziałek, 4 lipca 2016

Dwa słowa : Łódzki dzień.


Zaczęło się jak zawsze spontanicznie! ;)
Myślałam nad tym wyjazdem od bardzo, bardzo, bardzo dawna. Namawiałam Martynkę, ale bezskutecznie, bo jak wiadomo, przyszli studenci teraz pracują, problemy z grafikiem, kiedy by tu wziąć wolne i jakby do tej Łodzi pojechać. Gdy już porzuciłam wszelką nadzieję, mama zażartowała, żeby zadzwonić do mojej kuzynki Magdy, czternastoletniej kibicki po uszy zakochanej w siatkówce (i sporcie ogólnie). Zaczęłam rozważać ten pomysł, a na drugi dzień wieczorem zadzwoniła ciocia, mama Magdy, z zapytaniem, czy przypadkiem nie jadę na meczos i nie chciałabym zostać nianią .. Jak widzicie, moi drodzy czytelnicy, marzenia naprawdę się spełniają :D

Wybieranie dnia, ogarnianie sektoru (jak dobrze wiecie, KOCHAM sektor G i tylko tam kupuję bilety, dlatego namawiałam Magdę na właśnie tą opcję, a że, nie chwaląc się, jestem urodzoną negocjatorką, udało mi się bez trudu ;) ), sprawdzanie pociągu i … telefon z pracy! W poniedziałek na 9. Szok i niedowierzanie, bo i w tej sprawie porzuciłam wszelkie nadzieje. I tak oto, moi drodzy czytelnicy, spełniło się kolejne marzenie. Można? Można! :D

Bilety? Są!
Koszulka z najlepszą 10 na świecie? Jest!
Głowa wypełniona pomysłami i serce pełne niepohamowanej, krejzolskiej radości? (nowe/stare ulubione słowo) Raczej nie inaczej!


W Łodzi byłyśmy coś koło 13, z dworca odebrali nas wujek i Piotrek – prywatnie mój kuzyn, a brat Magdy. Zjedliśmy pyszny obiad, zregenerowaliśmy siły i ruszyliśmy tramwajem pod halę. 

Jeśli miałabym zdefiniować „wsteczne odliczanie” to chyba właśnie jazda łódzkim tramwajem najpełniej je oddaje; nie potrafiłam skupić się na niczym, poza myśleniem o wejściu na halę, o tej atmosferze i ludziach, których tam zobaczę. Niesamowite uczucie, za którym tak tęskniłam!



Na hali byliśmy prawie pierwsi, a z nieskrywanym smutkiem musiałam stwierdzić, że i po nas zjawiło się niewiele osób. Co prawda nasz sektor był prawie pełny (sektor G rządzi, mówiłam!), to po drugiej stronie sali prawdziwe pustki. Jak nie trudno się domyśleć, wspieraliśmy Argentynę całym serduchem i przynieśliśmy jej szczęście! Chłopaki pokonali Rosjan 3:0 i sprawili nam prawdziwą niespodziewaną niespodziewankę ;) Moje kibicowskie serce pierwszy raz od dawna eksplodowało krejzolską radością!



Prawdziwe święto rozpoczęło się około godziny 19. Atlas Arena powoli się wypełniała i świeciła biało-czerwonym blaskiem. Wybrałam się więc pod bandy i zamieniłam w fotoreporterkę.


Rozgrzewka to coś, co kocham najbardziej. Wtedy czuję, że hala prawdziwie zaczyna oddychać meczowym powietrzem. Kibice leniwie wylewają się na trybuny niczym biało-czerwona lawa, a ja jestem pierwsza; widzę ich wszystkich i wiem, że za chwilkę połączymy siły w biało-czerwonym dopingu. 




Pojawiają się siatkarze; Marek Magiera wtajemnicza nas w tajniki kibicowskiej magii, a ja obserwuję rozruch. Na jego podstawie już wiem, kto jak się w danym dniu czuje i jakie obyczaje panują w danej ekipie, poznaję zespół z innej niż meczowa perspektywy i snuję domysły na temat charakteru danej drużyny. To moja godzina; jestem tylko ja i teamy tam na płycie boiska :)


Jeśli do tej pory myślałam, że kocham Francuzów, to grubo się myliłam! Już sobie wyobrażam, jak z wypiekami na twarzach i włosami stojącymi dęba wietrzycie sensację, ale niestety, moi drodzy czytelnicy, tym razem Was rozczaruję. Dopiero teraz wiem, co to znaczy miłość do nich! Tak pozytywnie naładowanej drużyny ze świecą szukać. Team spirit do wielokrotnej potęgi, razem już od rozgrzewki, z uśmiechami na ustach szykują się do kolejnej batalii i cieszą swoją obecnością, zarażając tą dawka pozytywnej energii wszystkich dookoła.

#teamyavbou


A za co kocham polską siatkówkę? Za to, że jest, po prostu, niesamowita. A skoro mowa jest źródłem nieporozumień, to oddaję głos tym, którzy byli razem ze mną w Atlas Arenie. Ten klimat, te emocje, ci ludzie … To trzeba przeżyć na własnej skórze!










Przegraliśmy, to fakt. Ale zrobiliśmy to razem, bo jesteśmy wielką siatkarską rodziną. A mojej radości, rzecz tak prozaiczna jak wynik, nie była w stanie zmącić. Bawiłam się CUDOWNIE! Miło było wrócić do domu :)


Nie martwię się o naszych siatkarzy, nie z takich tarapatów wychodzili. Liga Światowa w tym roku to trochę takie wakacje; bez presji wyniku i obaw o awans do finału. Forma ma przyjść na Igrzyska i ja głęboko wierzę, że właśnie tak się stanie. Nasi trenerzy mają nosa, nasi siatkarze charakter, a my? My jesteśmy najlepszymi kibicami na świecie! Dumni po zwycięstwie i wierni po porażce. Bo jak wyczytałam w Dżumie, nic w świecie nie jest warte, żeby człowiek odwrócił się od tego, co kocha.
#teamPoland


z dedykacją dla Asi :*



Dziękuję Madzi i Piotrkowi za super łódzki dzień (pozdrawiamy cheerleaderki, prawda, kuzynie? hahaha) a wujkowi za budującą gościnność. Zmęczona, po zaledwie trzech godzinach snu, wsiadłam do porannego pociągu relacji Łódź Kaliska – Kalisz i wróciłam do domciu, by zdążyć na 9 do pracy, stąd to opóźnienie z relacją. 


burżuazyjny ten pociąg mi się trafił :D




To była kolejna krejzolska przygoda, i jak zawsze - warto było!

PS : Blogger zepsuł mi jakość filmików, jak to się mówi, nie można mieć wszystkiego :(