piątek, 28 grudnia 2012

Podsumowanie roku : Skra 2012.



Puchar jest nasz!

Rok 2012 rozpoczął się dla nas pomyślnie.
Turniej o Puchar Polski grany w Rzeszowie zapowiadał się nadzwyczaj ciekawie.
W pierwszym półfinale Skra z Resovią, w drugim Zaksa z Jastrzębiem.
Nad drugim meczem nie będę się rozwodzić. Wygrało Jastrzębie 3:2.

Batalia bełchatowsko-rzeszowska to jednak inna bajka. Tutaj zawsze są emocje, niekoniecznie tylko czysto sportowe.

I tym razem emocji nie zabrakło. Pierwszego seta wygrała Resovia, do 21. Kolejne trzy padły łupem bełchatowian, do 24,23 i 23. Mecz zakończyła videoweryfikacja o co wyraźne pretensje mieli fani z Podpromia...

A ja? Ja byłam wtedy chora i siedziałam sobie sama w domu, pod kocykiem, śledząc poczynania moich ulubieńców. Rodzina wyemigrowała na dzień babci i dziadka, więc w spokoju mogłam zaspokoić moją kibicowską naturę. Stresu było co niemiara jak to bywa w obliczu tej rywalizacji. W końcu to nasze polskie, siatkarskie Gran Derbi. Dlatego bardzo cieszyłam się, że wygraliśmy :). A MVP spotkania został Mariusz Wlazły, co było kolejnym powodem do radości i takim małym pstryczkiem w nos dla fanów Resovi, którzy liczyli na triumf swojej ekipy pod wodzą Grozera.

Finał to już inna historia. Lekko, łatwo i przyjemnie 3:0 odprawiliśmy Jastrzębie.
Puchar jest nasz!
Radości nie było końca :). Mamy Puchar i Ligę Mistrzów! :)
(Tylko z MVP się nie zgadzałam, ja przyznałabym tą nagrodę Mariuszowi ^^)



Finał Four...

Chciałam grać z Trento. Oglądając drugi półfinał jeszcze przed telewizorem modliłam się, żeby Trento wygrało. Włosi byli w wyraźnie słabszej dyspozycji, więc kalkulowałam sobie, że łatwiej będzie ich pokonać... Los chciał jednak inaczej. Znowu „rzucił” nas na Zenit Kazań.

Jadąc na halę i mijając inne samochody, których załoga ubrana była w żółte koszulki wiedziałam, że będę świadkiem czegoś niezwykłego. Śmiałam się sama do siebie, nie wierząc, że udało mi się dopiąć swego.

Atmosfera była nieziemska. W powietrzu czuło się napięcie. Nastrój gorączkowego oczekiwania zawładnął Łodzią. Żółto-czarne szaleństwo ogarnęło dosłownie wszystkich.

Pierwszy set to był koszmar. Zenit lał nas niemiłosiernie. Widać było, że presja strasznie ciąży chłopakom. Ale spiker uspokajał nas w przerwie między setami, że będzie dobrze, bo znamy przecież tych chłopaków, to nasza drużyna!
I faktycznie!
Drugi set to już była demonstracja siły naszej drużyny! Wielki Zenit pokonany do 16! :)

Następne sety to już była siatkówka na najwyższym poziomie.
Mieliśmy swoje szanse w czwartym i piątym secie...
Ale skończyło się tak, jak się skończyło...


Stojąc tam na hali czułam każdą komórką ciała, że każda cząsteczka tego obiektu „gra” dla Skry. Byłam w symbiozie z innymi kibicami. Chyba nikt na świecie nie pragnął niczego tak bardzo, jak my zwycięstwa naszych Pszczółek. Wiedziałam, że gdyby od tego zależało zwycięstwo, stanęlibyśmy na głowie...

Pamiętam niekończące pomyl się! rzucane w kierunku serwujących Rosjan i dziką euforię po naszych udanych akcjach przez całe dwie długie godziny...

Nie liczył się nikt ani nic dookoła. Byliśmy my, oni i boisko. I wiem, że nawet gdyby zastał nas tam koniec świata, my kibicowalibyśmy dalej...

Do dziś słyszę w uszach to gromkie OSTATNI!!! wydobywane z 15-stu tysięcy gardeł...
Błagam, ostatni....!!!

Gwizdów podczas dekoracji też nigdy nie zapomnę...
Mimo że każdy wiedział, że tak nie można, że to nie wina Zenitu, to było po prostu silniejsze od nas...
Impuls, który sprawił, że chcieliśmy po prostu zsolidaryzować się z naszymi Mistrzami. Nie wiedzieliśmy za bardzo jak, więc gwizdaliśmy, żeby wyrazić bunt, brak akceptacji tego co się stało przed chwilą, niesprawiedliwość i ból... Chcieliśmy, żeby wiedzieli, że w tych trudnych chwilach jesteśmy z Nimi. Że dla nas mecz się nie skończył. Gramy przecież dalej...

Nie rozpamiętuję porażki, bo wiem, że w siatkówce nie ma kompromisów. Porażka jest wpisana w sport. A ta porażka stała się częścią mnie. Mnie i mojej siatkarskiej historii.
Gdy sędzia przyznał punkt Zenitowi poczułam jak świat zwalnia.
Widziałam radość Rosjan, ale już w zwolnionym tempie...

Poznałam sens kibicowania.
To było pouczające doświadczenie, prawdziwa lekcja. Lekcja pokory. Uświadomiłam sobie wtedy, że moja ukochana Skra nie zawsze będzie wygrywać, wbrew temu, do czego mnie przyzwyczaiła.
Dzięki temu meczowi stałam się lepszym kibicem.
Ale emocji, jakie mi tam towarzyszyły nie da się przelać na papier.
Tam trzeba było po prostu być.

Być.
Zobaczyć.
Poczuć.






Przepraszam, że do tego wróciłam i troszkę powspominałam, przedstawiłam Wam jak to wyglądało z mojej perspektywy, bo przecież do tej pory nie miałam okazji.. Siedziało to we mnie od marca, więc teraz pozwoliłam, żeby ujrzało światło dzienne :) Ale to podsumowanie jest przecież moje, tak jak ten mecz był mój, więc uznałam, że nie mogę go pominąć.


Zmiana warty.

Po siedmiu latach panowania na polskich parkietach Mistrz z Bełchatowa znalazł pogromcę. Asseco Resovia Rzeszów zdetronizowała etatowych Mistrzów – przynajmniej na czas obecnego sezonu... ;)
W Bełchatowie nie przywykli jednak do srebra (kłóci się to wyraźnie z naszymi barwami klubowymi...xD) i z całą pewnością będą chcieli odzyskać tytuł. Skra to przecież Skra – podrażniona porażką odpłaca się podwójnie. Etatowi Mistrzowie będą chcieli pokazać, że ich epoka jeszcze się nie skończyła, a jedynie została przerwana. Wlazły i spółka jeszcze nie raz będą „przekleństwem” dla rywali.

Srebrny medal to z pewnością odpoczynek od pewnego rodzaju rutyny i pozytywny bodziec, by odzyskać koronę. Bez wątpienia w historii klubu z centralnej Polski coś się skończyło, ale tak naprawdę ten koniec to dopiero początek. Początek walki o kolejne Mistrzostwo, o swoją sportową dumę i ambicję, o kolejne cele. Walki, która już się rozpoczęła. A zwycięsko wyjdą z niej nieliczni.

PS: Kolejne części podsumowania, czyli Reprezentacja 2012, moi sportowi ulubieńcy i osobiste podsumowanie w kolejnych dniach :).
Mam nadzieje, że wytrwacie dzielnie, czytając te głupotki :)
Trzymajcie się! :*
PS2: Zapraszam także do zakładki "Dwa słowa", tam nowy felieton :)

7 komentarzy:

  1. Oczywiście, że wytrwamy i to nie są głupotki.
    Po FF to nawet mi szkoda było Skry... jak oni biedni płakali ;(
    Black & Yellow - lubię ten utwór i ten filmik ;)

    Czekam na kolejne podsumowania ;)

    Buziak ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż nie wiem co napisać! Pięknie wszystko opisałaś, oddałaś to co działo się w żółto-czarnych serduszkach...
    Wspomnienie FF jak zwykle wywołało kilka łez, ale mimo wszystko, bardzo Ci zazdroszczę, że tam byłaś...
    W tym roku zdobędziemy podwójną koronę, zobaczysz:) LM i MP będzie nasze!

    Jakie głupotki? Toć to piękne jest :* Czekam na kolejne podsumowania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomimo niektórych porażek czy błędów to i tak był to piękny czas dla Skry! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Głupotki? Oo kochana to, co piszesz jest świetne!
    Genialne podsumowanie. czytając to, odpływam. mam to wszystko przed oczami, czuję co czułaś. eh, kibice wiedzą wszystko :)
    czekam na kolejne podsumowanie!! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety FF to hańbiące wydarzenie, a zarazem niezwykle smutne dla polskiej siatkówki. Skra mogła przejść do historii, ale nie tym razem...

    OdpowiedzUsuń
  6. Pomimo tego, iż jestem fanką Asseco, uważam że w PlusLidze powinien wygrać najlepszy! :)

    OdpowiedzUsuń