Puchar jest nasz!
Rok 2012 rozpoczął
się dla nas pomyślnie.
Turniej o Puchar
Polski grany w Rzeszowie zapowiadał się nadzwyczaj ciekawie.
W pierwszym
półfinale Skra z Resovią, w drugim Zaksa z Jastrzębiem.
Nad drugim meczem
nie będę się rozwodzić. Wygrało Jastrzębie 3:2.
Batalia
bełchatowsko-rzeszowska to jednak inna bajka. Tutaj zawsze są
emocje, niekoniecznie tylko czysto sportowe.
I tym razem emocji
nie zabrakło. Pierwszego seta wygrała Resovia, do 21. Kolejne trzy
padły łupem bełchatowian, do 24,23 i 23. Mecz zakończyła
videoweryfikacja o co wyraźne pretensje mieli fani z Podpromia...
A ja? Ja byłam
wtedy chora i siedziałam sobie sama w domu, pod kocykiem, śledząc
poczynania moich ulubieńców. Rodzina wyemigrowała na dzień babci
i dziadka, więc w spokoju mogłam zaspokoić moją kibicowską
naturę. Stresu było co niemiara jak to bywa w obliczu tej
rywalizacji. W końcu to nasze polskie, siatkarskie Gran Derbi.
Dlatego bardzo cieszyłam się, że wygraliśmy :). A MVP spotkania
został Mariusz Wlazły, co było kolejnym powodem do radości i
takim małym pstryczkiem w nos dla fanów Resovi, którzy liczyli na
triumf swojej ekipy pod wodzą Grozera.
Finał to już inna
historia. Lekko, łatwo i przyjemnie 3:0 odprawiliśmy Jastrzębie.
Puchar jest nasz!
Radości nie było
końca :). Mamy Puchar i Ligę Mistrzów! :)
(Tylko z MVP się
nie zgadzałam, ja przyznałabym tą nagrodę Mariuszowi ^^)
Finał Four...
Chciałam grać z
Trento. Oglądając drugi półfinał jeszcze przed telewizorem
modliłam się, żeby Trento wygrało. Włosi byli w wyraźnie
słabszej dyspozycji, więc kalkulowałam sobie, że łatwiej będzie
ich pokonać... Los chciał jednak inaczej. Znowu „rzucił” nas
na Zenit Kazań.
Jadąc na halę i
mijając inne samochody, których załoga ubrana była w żółte
koszulki wiedziałam, że będę świadkiem czegoś niezwykłego.
Śmiałam się sama do siebie, nie wierząc, że udało mi się
dopiąć swego.
Atmosfera była
nieziemska. W powietrzu czuło się napięcie. Nastrój gorączkowego
oczekiwania zawładnął Łodzią. Żółto-czarne szaleństwo
ogarnęło dosłownie wszystkich.
Pierwszy set to był
koszmar. Zenit lał nas niemiłosiernie. Widać było, że presja
strasznie ciąży chłopakom. Ale spiker uspokajał nas w przerwie
między setami, że będzie dobrze, bo znamy przecież tych
chłopaków, to nasza drużyna!
I faktycznie!
Drugi set to już
była demonstracja siły naszej drużyny! Wielki Zenit pokonany do
16! :)
Następne sety to
już była siatkówka na najwyższym poziomie.
Mieliśmy swoje
szanse w czwartym i piątym secie...
Ale skończyło się
tak, jak się skończyło...
Stojąc tam na hali
czułam każdą komórką ciała, że każda cząsteczka tego obiektu
„gra” dla Skry. Byłam w symbiozie z innymi kibicami. Chyba nikt
na świecie nie pragnął niczego tak bardzo, jak my zwycięstwa
naszych Pszczółek. Wiedziałam, że gdyby od tego zależało
zwycięstwo, stanęlibyśmy na głowie...
Pamiętam
niekończące pomyl się! rzucane w kierunku serwujących
Rosjan i dziką euforię po naszych udanych akcjach przez całe dwie
długie godziny...
Nie liczył się
nikt ani nic dookoła. Byliśmy my, oni i boisko. I wiem, że nawet
gdyby zastał nas tam koniec świata, my kibicowalibyśmy dalej...
Do dziś słyszę w
uszach to gromkie OSTATNI!!! wydobywane z 15-stu tysięcy gardeł...
Błagam,
ostatni....!!!
Gwizdów podczas
dekoracji też nigdy nie zapomnę...
Mimo że każdy
wiedział, że tak nie można, że to nie wina Zenitu, to było po
prostu silniejsze od nas...
Impuls, który
sprawił, że chcieliśmy po prostu zsolidaryzować się z naszymi
Mistrzami. Nie wiedzieliśmy za bardzo jak, więc gwizdaliśmy, żeby
wyrazić bunt, brak akceptacji tego co się stało przed chwilą,
niesprawiedliwość i ból... Chcieliśmy, żeby wiedzieli, że w
tych trudnych chwilach jesteśmy z Nimi. Że dla nas mecz się nie
skończył. Gramy przecież dalej...
Nie rozpamiętuję
porażki, bo wiem, że w siatkówce nie ma kompromisów. Porażka
jest wpisana w sport. A ta porażka stała się częścią mnie. Mnie
i mojej siatkarskiej historii.
Gdy sędzia
przyznał punkt Zenitowi poczułam jak świat zwalnia.
Widziałam radość
Rosjan, ale już w zwolnionym tempie...
Poznałam sens
kibicowania.
To było pouczające
doświadczenie, prawdziwa lekcja. Lekcja pokory. Uświadomiłam sobie
wtedy, że moja ukochana Skra nie zawsze będzie wygrywać, wbrew
temu, do czego mnie przyzwyczaiła.
Dzięki temu
meczowi stałam się lepszym kibicem.
Ale emocji, jakie
mi tam towarzyszyły nie da się przelać na papier.
Tam trzeba było po
prostu być.
Być.
Zobaczyć.
Poczuć.
Przepraszam, że do
tego wróciłam i troszkę powspominałam, przedstawiłam Wam jak to
wyglądało z mojej perspektywy, bo przecież do tej pory nie miałam
okazji.. Siedziało to we mnie od marca, więc teraz pozwoliłam,
żeby ujrzało światło dzienne :) Ale to podsumowanie jest przecież
moje, tak jak ten mecz był mój, więc uznałam, że nie mogę go
pominąć.
Zmiana warty.
Po siedmiu latach
panowania na polskich parkietach Mistrz z Bełchatowa znalazł
pogromcę. Asseco Resovia Rzeszów zdetronizowała etatowych Mistrzów
– przynajmniej na czas obecnego sezonu... ;)
W Bełchatowie nie
przywykli jednak do srebra (kłóci się to wyraźnie z naszymi
barwami klubowymi...xD) i z całą pewnością będą chcieli
odzyskać tytuł. Skra to przecież Skra – podrażniona porażką
odpłaca się podwójnie. Etatowi Mistrzowie będą chcieli pokazać,
że ich epoka jeszcze się nie skończyła, a jedynie została
przerwana. Wlazły i spółka jeszcze nie raz będą „przekleństwem”
dla rywali.
Srebrny medal to z
pewnością odpoczynek od pewnego rodzaju rutyny i pozytywny bodziec,
by odzyskać koronę. Bez wątpienia w historii klubu z centralnej
Polski coś się skończyło, ale tak naprawdę ten koniec to dopiero
początek. Początek walki o kolejne Mistrzostwo, o swoją sportową
dumę i ambicję, o kolejne cele. Walki, która już się rozpoczęła.
A zwycięsko wyjdą z niej nieliczni.
PS: Kolejne części
podsumowania, czyli Reprezentacja 2012, moi sportowi ulubieńcy i osobiste podsumowanie w kolejnych dniach :).
Mam nadzieje, że
wytrwacie dzielnie, czytając te głupotki :)
Trzymajcie się! :*
PS2: Zapraszam także do zakładki "Dwa słowa", tam nowy felieton :)
PS2: Zapraszam także do zakładki "Dwa słowa", tam nowy felieton :)
Oczywiście, że wytrwamy i to nie są głupotki.
OdpowiedzUsuńPo FF to nawet mi szkoda było Skry... jak oni biedni płakali ;(
Black & Yellow - lubię ten utwór i ten filmik ;)
Czekam na kolejne podsumowania ;)
Buziak ;*
Aż nie wiem co napisać! Pięknie wszystko opisałaś, oddałaś to co działo się w żółto-czarnych serduszkach...
OdpowiedzUsuńWspomnienie FF jak zwykle wywołało kilka łez, ale mimo wszystko, bardzo Ci zazdroszczę, że tam byłaś...
W tym roku zdobędziemy podwójną koronę, zobaczysz:) LM i MP będzie nasze!
Jakie głupotki? Toć to piękne jest :* Czekam na kolejne podsumowania :)
Pomimo niektórych porażek czy błędów to i tak był to piękny czas dla Skry! ;)
OdpowiedzUsuńGłupotki? Oo kochana to, co piszesz jest świetne!
OdpowiedzUsuńGenialne podsumowanie. czytając to, odpływam. mam to wszystko przed oczami, czuję co czułaś. eh, kibice wiedzą wszystko :)
czekam na kolejne podsumowanie!! :)
miło mi bardzo :)
UsuńNiestety FF to hańbiące wydarzenie, a zarazem niezwykle smutne dla polskiej siatkówki. Skra mogła przejść do historii, ale nie tym razem...
OdpowiedzUsuńPomimo tego, iż jestem fanką Asseco, uważam że w PlusLidze powinien wygrać najlepszy! :)
OdpowiedzUsuń