Sześć zwycięstw.
3 razy nasze Panie.
3 razy nasi Panowie.
Bardzo udany debiut Stefana Antigi.
Widać już początki Stefanowej myśli szkoleniowej.
System blok-obrona to oczko w głowie francuskiego duetu trenerskiego i już we wrocławskim turnieju było widać pierwsze efekty.
Stefan nie traci głowy (drugi set z Łotwą, mecz ze Słowenią).
Konsekwentnie realizuje założenia i genialnie współpracuje z Philippe Blainem.
Jak na tak krótki okres przygotowań cieszy całkiem niezłe zgranie naszego zespołu i fakt, że wygraliśmy mecz, w którym gra nam po prostu nie wychodziła tak, jak powinna, mam tutaj na myśli niedzielne starcie ze Słowenią.
Co mnie się osobiście bardzo podoba, to fakt, że każdy może wejść na boisko i pomóc drużynie.
Myślę, że czas będzie tutaj działał na naszą korzyść; dogramy, co niedograne, dopracujemy, co niedopracowane, wytrenujemy to, co niewytrenowane.
Z debiutu jestem bardzo zadowolona!
3 zwycięstwa, komplet punktów, zadanie wykonane :)
Dumna jestem z chłopaków, że utrzymali koncentrację i stuprocentowe zaangażowanie.
Jak grały nasze Panie, nie wiem, bo nie uraczono nas transmisją.
Ciesze się jednak, że w trzech meczach również mamy trzy zwycięstwa!
Czekamy na więcej!
poniedziałek, 19 maja 2014
niedziela, 11 maja 2014
Biało-czerwony wulkan.
Biało-czerwony wulkan wybucha, jak słyszymy w pewnej pieśni.
Swoją drogą bardzo ją lubię.
Zawsze wywołuje u mnie ten niezwykły, biało-czerwony dreszcz na plecach.
A ja znów wymieniam żółto-czarne na biało-czerwone. I bardzo się cieszę! :)
Przez wiele lat czekałam na ten moment. Na Mistrzostwa Świata w naszym kraju też, oczywiście, choć nie mogłam się spodziewać, że takiej chwili dożyje. Czekałam jednak na Mariusza Wlazłego w Kadrze. I marzenie się spełniło, zatem warto sobie czasem pomarzyć :)
Jakieś takie miłe podekscytowanie mi towarzyszy, zaczęło się już w sezonie klubowym i przepłynęło aż do reprezentacyjnych wrażeń. Daleko w sumie nie miało, bo przecież liga zakończyła się niewiele ponad tydzień temu. Ale bardzo się cieszę, że pojawię się najpierw na Lidze Światowej, a potem na Mistrzostwach Świata. Szczęściara ze mnie :)
Nasie siatkarze trenują na zgrupowaniu w Spale. Przygotowują się do kwalifikacji do Mistrzostw Europy pod czujnym okiem nowego duetu trenerskiego - Stephane'a Antigi i Philippe Blain'a.
Czy nowy duet trenerski to gwarancja nowego oblicza naszej Reprezentacji? Nowej jakości, nowych rozwiązań, nowego stylu?
Nie mam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać. Kto z kim po przekątnej, kto na przyjęciu, kto na środku, kto na libero. Ale czekam sobie spokojnie na 16 maja, by zobaczyć tą naszą całkiem nową Reprezentację, pod okiem całkiem nowych trenerów w całkiem nie nowej Hali Stulecia we Wrocławiu :)
Dumna jestem, że jestem biało-czerwonym kibicem. Wszyscy powinniśmy być. Kibicować mimo wszystko. Zawsze.
Tu i tam słychać, że bardzo fajna atmosfera w Spale. I również to bardzo mnie cieszy.
Wzajemne zrozumienie, akceptacja i sympatia bardzo pomagają w takiej dużej grupie, która spędzi ze sobą najbliższe miesiące. A że będą wzloty i upadki, chyba nikt nie wątpi.
Wyciągam więc biało-czerwony ekwipunek kibica. Czekam na pierwsze starcia w tym sezonie. I będę sobie kibicować. Z nadzieją, wiarą i kibicowską miłością do ukochanej dyscypliny :)
A oto skład, jaki Stephane desygnował do walki o Mistrzostwa Europy :
Swoją drogą bardzo ją lubię.
Zawsze wywołuje u mnie ten niezwykły, biało-czerwony dreszcz na plecach.
A ja znów wymieniam żółto-czarne na biało-czerwone. I bardzo się cieszę! :)
Przez wiele lat czekałam na ten moment. Na Mistrzostwa Świata w naszym kraju też, oczywiście, choć nie mogłam się spodziewać, że takiej chwili dożyje. Czekałam jednak na Mariusza Wlazłego w Kadrze. I marzenie się spełniło, zatem warto sobie czasem pomarzyć :)
Jakieś takie miłe podekscytowanie mi towarzyszy, zaczęło się już w sezonie klubowym i przepłynęło aż do reprezentacyjnych wrażeń. Daleko w sumie nie miało, bo przecież liga zakończyła się niewiele ponad tydzień temu. Ale bardzo się cieszę, że pojawię się najpierw na Lidze Światowej, a potem na Mistrzostwach Świata. Szczęściara ze mnie :)
Nasie siatkarze trenują na zgrupowaniu w Spale. Przygotowują się do kwalifikacji do Mistrzostw Europy pod czujnym okiem nowego duetu trenerskiego - Stephane'a Antigi i Philippe Blain'a.
Czy nowy duet trenerski to gwarancja nowego oblicza naszej Reprezentacji? Nowej jakości, nowych rozwiązań, nowego stylu?
Nie mam pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać. Kto z kim po przekątnej, kto na przyjęciu, kto na środku, kto na libero. Ale czekam sobie spokojnie na 16 maja, by zobaczyć tą naszą całkiem nową Reprezentację, pod okiem całkiem nowych trenerów w całkiem nie nowej Hali Stulecia we Wrocławiu :)
Dumna jestem, że jestem biało-czerwonym kibicem. Wszyscy powinniśmy być. Kibicować mimo wszystko. Zawsze.
Tu i tam słychać, że bardzo fajna atmosfera w Spale. I również to bardzo mnie cieszy.
Wzajemne zrozumienie, akceptacja i sympatia bardzo pomagają w takiej dużej grupie, która spędzi ze sobą najbliższe miesiące. A że będą wzloty i upadki, chyba nikt nie wątpi.
Wyciągam więc biało-czerwony ekwipunek kibica. Czekam na pierwsze starcia w tym sezonie. I będę sobie kibicować. Z nadzieją, wiarą i kibicowską miłością do ukochanej dyscypliny :)
A oto skład, jaki Stephane desygnował do walki o Mistrzostwa Europy :
Rozgrywający: Fabian Drzyzga, Paweł Zagumny
Atakujący: Grzegorz Bociek, Mariusz Wlazły
Przyjmujący: Michał Kubiak, Bartosz Kurek, Michał Ruciak, Michał Winiarski
Środkowi: Karol Kłos, Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski, Andrzej Wrona
Libero: Krzysztof Ignaczak, Paweł Zatorski
Atakujący: Grzegorz Bociek, Mariusz Wlazły
Przyjmujący: Michał Kubiak, Bartosz Kurek, Michał Ruciak, Michał Winiarski
Środkowi: Karol Kłos, Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski, Andrzej Wrona
Libero: Krzysztof Ignaczak, Paweł Zatorski
Moją osobistą małą satysfakcją jest też fakt, że nowym El Capitano został Misiek Winiarski :)
Myślę, że to idealny człowiek na idealnym miejscu; utalentowany, sympatyczny, lubiany, niezwykle ograny, doświadczony, z sukcesami. Bez wątpienia wspólnie z kolegami zbuduje dobrego ducha drużyny!
A więc do 16 maja, kochani Kibice, odliczamy!
wtorek, 6 maja 2014
Czysta siatka.
Pogoda zmienną jest.
Jak kobieta.
Miewa stany absolutnej świetności, gdy żółto-czarne słońce świeci pełnym blaskiem, dookoła fruwają uśmiechnięte żółto-czarne pszczółki, a ludzie o wielkich żółtych sercach, w których płynie czarna krew są niezwykle szczęśliwi - kochają i są kochani, pragną zwycięstw i te zwycięstwa odnoszą, uśmiechają się zawsze, wszędzie i do wszystkich, bo ich mały, żółto-czarny światek jest niczym siatkarskie niebo, pełne żółto-czarnej energii.
Ale przychodzi czas, gdy w Ulu nie jest już tak kolorowo. Front atmosferyczny przynosi dwuletnie załamanie pogody, falę burzliwej krytyki, gromy złośliwości i opady drogocennych łez. Żółto-czarny świat przeżywa ciężkie chwile. Czarne chmury nadciągają nad Ul i nie pozwalają dojść do głosu żółtemu słońcu.
A kibic? Kibic czeka. Czeka na siatkarski cud. Bo Kibic - to brzmi dumnie! Bo z przyzwyczajenia można się wyleczyć, ale nie z miłości, jak mawiał Angelus.
I właśnie z perspektywy takich wzlotów i upadków, ciepłych wyżów i ulewnych niżów, emocjonalnych karuzeli czy sercowego rollercoastera przyglądałam się ostatnim dwóm sezonom.
Nie byłam już Snajperem-dziennikarką-amatorką, a tylko Snajperem-Kibicem-Wiernym.
Oglądałam mecze w domu, przed telewizorem, w żółtej koszulce, kibicowałam, wspierałam myślałam co by tu zrobić, by pomóc Chłopakom.
Przeżywałam każdy punkt, set, mecz.
Byłam ja, moja Skra, był sezon, w którym dostałam porządną lekcję pokory, była piłka, której każdy kontakt z podłożem wywoływał palpitacje serca, była też Asia - moja siatkarska mistrzyni, przyjaciółka, którą poznałam właśnie dzięki siatkówce, skrzatowa siostra, która wiedziała co się święci w moim kibicowskim serduchu, gdy nieskładne słowa nie potrafiły wyrazić emocji, dobry duszek, który te czarne chmury odganiał.
A potem przyszła radość! Zapukała cichutko, troszkę nieśmiało. Wkradła się do Ula i poczuła się jak w domu. Postanowiła zostać na dłużej. A razem z nią - szczęście. Piękne, żółto-czarne szczęście. Żółte jak słońce nad Ulem, wyjątkowe niczym siatkarskie niebo zwane Bełchatowem. Zniknęły gdzieś zupełnie te czarne chmury. A ja znów, jak prawie 9 lat temu, byłam małą dziewczynką, która patrzyła na swoich Bohaterów z jedną łezką w oku, drugą na policzku, z oczami wielkimi jak pięć złotych, z kibicowskim sercem pełnym siatkarskiego szczęścia.
Jak kobieta.
Miewa stany absolutnej świetności, gdy żółto-czarne słońce świeci pełnym blaskiem, dookoła fruwają uśmiechnięte żółto-czarne pszczółki, a ludzie o wielkich żółtych sercach, w których płynie czarna krew są niezwykle szczęśliwi - kochają i są kochani, pragną zwycięstw i te zwycięstwa odnoszą, uśmiechają się zawsze, wszędzie i do wszystkich, bo ich mały, żółto-czarny światek jest niczym siatkarskie niebo, pełne żółto-czarnej energii.
Ale przychodzi czas, gdy w Ulu nie jest już tak kolorowo. Front atmosferyczny przynosi dwuletnie załamanie pogody, falę burzliwej krytyki, gromy złośliwości i opady drogocennych łez. Żółto-czarny świat przeżywa ciężkie chwile. Czarne chmury nadciągają nad Ul i nie pozwalają dojść do głosu żółtemu słońcu.
A kibic? Kibic czeka. Czeka na siatkarski cud. Bo Kibic - to brzmi dumnie! Bo z przyzwyczajenia można się wyleczyć, ale nie z miłości, jak mawiał Angelus.
I właśnie z perspektywy takich wzlotów i upadków, ciepłych wyżów i ulewnych niżów, emocjonalnych karuzeli czy sercowego rollercoastera przyglądałam się ostatnim dwóm sezonom.
Nie byłam już Snajperem-dziennikarką-amatorką, a tylko Snajperem-Kibicem-Wiernym.
Oglądałam mecze w domu, przed telewizorem, w żółtej koszulce, kibicowałam, wspierałam myślałam co by tu zrobić, by pomóc Chłopakom.
Przeżywałam każdy punkt, set, mecz.
Byłam ja, moja Skra, był sezon, w którym dostałam porządną lekcję pokory, była piłka, której każdy kontakt z podłożem wywoływał palpitacje serca, była też Asia - moja siatkarska mistrzyni, przyjaciółka, którą poznałam właśnie dzięki siatkówce, skrzatowa siostra, która wiedziała co się święci w moim kibicowskim serduchu, gdy nieskładne słowa nie potrafiły wyrazić emocji, dobry duszek, który te czarne chmury odganiał.
A potem przyszła radość! Zapukała cichutko, troszkę nieśmiało. Wkradła się do Ula i poczuła się jak w domu. Postanowiła zostać na dłużej. A razem z nią - szczęście. Piękne, żółto-czarne szczęście. Żółte jak słońce nad Ulem, wyjątkowe niczym siatkarskie niebo zwane Bełchatowem. Zniknęły gdzieś zupełnie te czarne chmury. A ja znów, jak prawie 9 lat temu, byłam małą dziewczynką, która patrzyła na swoich Bohaterów z jedną łezką w oku, drugą na policzku, z oczami wielkimi jak pięć złotych, z kibicowskim sercem pełnym siatkarskiego szczęścia.
bełchatowskie cieszynki! :)
MISTRZ, MISTRZ, BEŁCHATÓW! :)
tak się bawi, tak się bawi Karollo&Andrzej! :)
Facu! :)
Nico! :)
Mariusz! :)
ach! :)
:)!
To był piękny sezon, całkowicie w roli kibica.
Sezon, w którym na nowo zbudowałam żółto-czarną więź z moją Skrą, od początku, na czystej siatce :)
Dziękuję!
Subskrybuj:
Posty (Atom)