"O to chodzi jedynie
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało."
~ Leopold Staff, "Odys"
Nie ma dymu bez ognia, nie ma życia bez presji. Człowiek już
od najmłodszych lat rzucany jest na głęboką wodę wymagań i odpowiedzialności.
Przedszkolaki rywalizują o względy pani wychowawczyni, dzieci w podstawówce o
miano lidera grupy, gimnazjaliści o #swag a studenci o najlepsze praktyki w
mieście.
Biznesmani prześcigają się w wyścigu o kontrahentów, sprzedawcy w walce o klientów. Pęd za sławą,
wszechobecna rywalizacja, swoisty wyścig szczurów.
Ludzie zaczynają wchodzić w formę, wkładając maski, jakie
narzuca otoczenie. Rodzice chcą, by syn został lekarzem, a córka prawniczką, więc wpychają swoje
pociechy wprost w ramiona formy studenckiej. Nauczyciele przyprawiają swoim
uczniom formę uczniowską, kreśląc dystans uczeń-nauczyciel. Kibice zaś, zupełnie
nieświadomie, wpędzają siatkarzy – swoich ulubieńców – w formę zwycięzców,
odpowiadając w sposób naturalny na sukcesy, jakie ci ostatni osiągają.
Rzymianie muszą skakać wyżej, biegać szybciej, bić się
lepiej. Polscy siatkarze muszą zawsze wygrywać. Problem polega na tym, że nie
mamy mentalności zwycięzców; mamy mentalność rządną zwycięstw. Nie potrafimy
grać jako faworyt, zdecydowanie „łatwiej”, z większą lekkością przychodzi nam
zdobywanie trofeów, gdy atakujemy podium z pozycji kopciuszka. Nie utrzymujemy
równego poziomu; po spektakularnym sukcesie, przychodzi czas na dotkliwą
porażkę i … zmianę trenera. Tak było z Raulem Lozano, Danielem Castellanim i
Andreą Anastasim. Jak będzie ze Stefanem Antigą? Cóż, tego nie wiedzą nawet
najstarsi górale. #niezbadanewyrokiPZPS
"Ludzie winią naturę i los, lecz ich los
jest tylko echem ich charakteru i namiętności,
błędów i słabości."
~ Demokryt
Spójrzmy prawdzie w oczy. Oczekiwania przysłaniają realia,
przekłamują rzeczywistość i przerastają możliwości. Nazywam to paradoksem
stworzenia. Człowiek, perła w koronie Boskiego świata, ma równocześnie
największe wobec niego ograniczenia. Wszechświat jest bowiem wieczny i
nieskończony, a człowiek – śmiertelny i ułomny. W tym brutalnym zderzeniu z
rzeczywistością rodzaj ludzki buntuje się już od baroku. Buntują się także kibice. No bo jakże to tak,
że wygrywamy Ligę Światową, a z Igrzysk wracamy z niczym? Jak to w ogóle
możliwe, że jesteśmy „tylko” mistrzami świata? W obiegowej teorii powinniśmy
przecież lać wszystkich gdzie chcemy, kiedy chcemy i jak chcemy.
Zbyt duże oczekiwania? Zdecydowanie.
Już dawno powinniśmy nauczyć się mierzyć siły na zamiary.
Reprezentacja 2016 to nie ta sama złota ekipa 2014 roku. Indywidualności tak
wielkie jak Mariusz Wlazły, Paweł Zagumny czy Michał Winiarski są w naszej
siatkówce rzadkością (niestety). System szkolenia młodzieży wprowadzony kilka
lat wstecz, dopiero teraz zaczyna przynosić efekty (złoto juniorów na
Mistrzostwach Europy), a tymczasem mamy w siatkówce pokoleniową dziurę, której
nie ma kto zapełnić. „Bo u nas w Polsce jest Wlazły, a potem długo, długo nikt”
brzmi dziś nadzwyczaj aktualnie.
Ciągnie się za nami „syndrom ćwierćfinału”, nasza
psychologiczna blokada. Ja wiem i Ty wiesz, drogi kibicu, że taką barierę
skutecznie przełamać może tylko nasz kadrowy psycholog Jakub B. Bączek. Należy
jak najszybciej odbudować obronny mur sportowej świadomości; nasi siatkarze w
decydujących momentach każdego meczu muszą zobaczyć ostatni punkt finału
Mistrzostw Świata z Brazylią, a nie feralny ćwierćfinał z USA z Rio.
Nie ma drużyn niepokonanych, ani sportowców niezastąpionych;
sukces rodzi się w grupowej świadomości wygrywania. Zespół musi być jak jeden
organizm, patrzeć w jednym kierunku i nie mieć żadnych wątpliwości co do
jakości wykonanej na treningu pracy i mentalnej siły (stół bez nóg, czyli drama
Fabiana, zgadliście - klik). Każdy set trzeba zaczyna ć od zera a
kończyć przy dwudziestu pięciu. Mecz wygrywa w końcu ten, kto pierwszy
zdobędzie dla siebie trójkę z przodu, nieważne, czy i w jakim stosunku
przegrywał po drodze.
Stan idealny? Psycholog w każdym klubie jako serce sztabu
szkoleniowego (za 5 lat - jak dobrze pójdzie - będę rozchwytywana na rynku
pracy). Wracając z krainy marzeń ku szarej rzeczywistości apeluję o stałą
współpracę z psychologiem w kadrze, tak jak podczas Mistrzostw Świata. Sukces
zaczyna się w głowie, warto o tym pamiętać.
A Stefan? Stefan musi z nami zostać. To odpowiedni człowiek
na odpowiednim stanowisku; z niejednego siatkarskiego pieca chleb jadł, ma
charyzmę, ducha walki, jest niesamowicie serdecznym człowiekiem pełnym pokory,
ale i wiary we własne możliwości, bierze porażki – nieodzowne w sporcie – na
klatę i nie boi się podejmować odważnych decyzji. Nie popełnijmy naszego
odwiecznego błędu i dajmy mu szansę, by wyczarował dla nas piękne czterolecie!