poniedziałek, 4 lipca 2016

Dwa słowa : Łódzki dzień.


Zaczęło się jak zawsze spontanicznie! ;)
Myślałam nad tym wyjazdem od bardzo, bardzo, bardzo dawna. Namawiałam Martynkę, ale bezskutecznie, bo jak wiadomo, przyszli studenci teraz pracują, problemy z grafikiem, kiedy by tu wziąć wolne i jakby do tej Łodzi pojechać. Gdy już porzuciłam wszelką nadzieję, mama zażartowała, żeby zadzwonić do mojej kuzynki Magdy, czternastoletniej kibicki po uszy zakochanej w siatkówce (i sporcie ogólnie). Zaczęłam rozważać ten pomysł, a na drugi dzień wieczorem zadzwoniła ciocia, mama Magdy, z zapytaniem, czy przypadkiem nie jadę na meczos i nie chciałabym zostać nianią .. Jak widzicie, moi drodzy czytelnicy, marzenia naprawdę się spełniają :D

Wybieranie dnia, ogarnianie sektoru (jak dobrze wiecie, KOCHAM sektor G i tylko tam kupuję bilety, dlatego namawiałam Magdę na właśnie tą opcję, a że, nie chwaląc się, jestem urodzoną negocjatorką, udało mi się bez trudu ;) ), sprawdzanie pociągu i … telefon z pracy! W poniedziałek na 9. Szok i niedowierzanie, bo i w tej sprawie porzuciłam wszelkie nadzieje. I tak oto, moi drodzy czytelnicy, spełniło się kolejne marzenie. Można? Można! :D

Bilety? Są!
Koszulka z najlepszą 10 na świecie? Jest!
Głowa wypełniona pomysłami i serce pełne niepohamowanej, krejzolskiej radości? (nowe/stare ulubione słowo) Raczej nie inaczej!


W Łodzi byłyśmy coś koło 13, z dworca odebrali nas wujek i Piotrek – prywatnie mój kuzyn, a brat Magdy. Zjedliśmy pyszny obiad, zregenerowaliśmy siły i ruszyliśmy tramwajem pod halę. 

Jeśli miałabym zdefiniować „wsteczne odliczanie” to chyba właśnie jazda łódzkim tramwajem najpełniej je oddaje; nie potrafiłam skupić się na niczym, poza myśleniem o wejściu na halę, o tej atmosferze i ludziach, których tam zobaczę. Niesamowite uczucie, za którym tak tęskniłam!



Na hali byliśmy prawie pierwsi, a z nieskrywanym smutkiem musiałam stwierdzić, że i po nas zjawiło się niewiele osób. Co prawda nasz sektor był prawie pełny (sektor G rządzi, mówiłam!), to po drugiej stronie sali prawdziwe pustki. Jak nie trudno się domyśleć, wspieraliśmy Argentynę całym serduchem i przynieśliśmy jej szczęście! Chłopaki pokonali Rosjan 3:0 i sprawili nam prawdziwą niespodziewaną niespodziewankę ;) Moje kibicowskie serce pierwszy raz od dawna eksplodowało krejzolską radością!



Prawdziwe święto rozpoczęło się około godziny 19. Atlas Arena powoli się wypełniała i świeciła biało-czerwonym blaskiem. Wybrałam się więc pod bandy i zamieniłam w fotoreporterkę.


Rozgrzewka to coś, co kocham najbardziej. Wtedy czuję, że hala prawdziwie zaczyna oddychać meczowym powietrzem. Kibice leniwie wylewają się na trybuny niczym biało-czerwona lawa, a ja jestem pierwsza; widzę ich wszystkich i wiem, że za chwilkę połączymy siły w biało-czerwonym dopingu. 




Pojawiają się siatkarze; Marek Magiera wtajemnicza nas w tajniki kibicowskiej magii, a ja obserwuję rozruch. Na jego podstawie już wiem, kto jak się w danym dniu czuje i jakie obyczaje panują w danej ekipie, poznaję zespół z innej niż meczowa perspektywy i snuję domysły na temat charakteru danej drużyny. To moja godzina; jestem tylko ja i teamy tam na płycie boiska :)


Jeśli do tej pory myślałam, że kocham Francuzów, to grubo się myliłam! Już sobie wyobrażam, jak z wypiekami na twarzach i włosami stojącymi dęba wietrzycie sensację, ale niestety, moi drodzy czytelnicy, tym razem Was rozczaruję. Dopiero teraz wiem, co to znaczy miłość do nich! Tak pozytywnie naładowanej drużyny ze świecą szukać. Team spirit do wielokrotnej potęgi, razem już od rozgrzewki, z uśmiechami na ustach szykują się do kolejnej batalii i cieszą swoją obecnością, zarażając tą dawka pozytywnej energii wszystkich dookoła.

#teamyavbou


A za co kocham polską siatkówkę? Za to, że jest, po prostu, niesamowita. A skoro mowa jest źródłem nieporozumień, to oddaję głos tym, którzy byli razem ze mną w Atlas Arenie. Ten klimat, te emocje, ci ludzie … To trzeba przeżyć na własnej skórze!










Przegraliśmy, to fakt. Ale zrobiliśmy to razem, bo jesteśmy wielką siatkarską rodziną. A mojej radości, rzecz tak prozaiczna jak wynik, nie była w stanie zmącić. Bawiłam się CUDOWNIE! Miło było wrócić do domu :)


Nie martwię się o naszych siatkarzy, nie z takich tarapatów wychodzili. Liga Światowa w tym roku to trochę takie wakacje; bez presji wyniku i obaw o awans do finału. Forma ma przyjść na Igrzyska i ja głęboko wierzę, że właśnie tak się stanie. Nasi trenerzy mają nosa, nasi siatkarze charakter, a my? My jesteśmy najlepszymi kibicami na świecie! Dumni po zwycięstwie i wierni po porażce. Bo jak wyczytałam w Dżumie, nic w świecie nie jest warte, żeby człowiek odwrócił się od tego, co kocha.
#teamPoland


z dedykacją dla Asi :*



Dziękuję Madzi i Piotrkowi za super łódzki dzień (pozdrawiamy cheerleaderki, prawda, kuzynie? hahaha) a wujkowi za budującą gościnność. Zmęczona, po zaledwie trzech godzinach snu, wsiadłam do porannego pociągu relacji Łódź Kaliska – Kalisz i wróciłam do domciu, by zdążyć na 9 do pracy, stąd to opóźnienie z relacją. 


burżuazyjny ten pociąg mi się trafił :D




To była kolejna krejzolska przygoda, i jak zawsze - warto było!

PS : Blogger zepsuł mi jakość filmików, jak to się mówi, nie można mieć wszystkiego :(

4 komentarze:

  1. Super, że miałaś okazję kibicować chłopakom w Łodzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj, masz rację! dawka pozytywnej energii na następne pół roku ;)

      Usuń
  2. Zawsze tam gdzie Ty <3
    Piękna relacja tej krejzolskiej przygody! Przez nią jeszcze bardziej nie mogę doczekać się Krakowa... Już za tydzień <3
    Francuzi zdecydowanie mają w sobie to coś, podobnie jak Argentyńczycy. Kibicować tym ekipom to prawdziwa przyjemność. Ale wiadomo, najlepsi są Biało-Czerwoni! :D
    Dziękuję za dedykację! <3 I raz jeszcze gratuluję zdobycia pracy i zdania maturki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się nie mogę doczekać! A skoro Ty się tam wybierasz, to prawie tak, jakbym ja też tam była, bo relacjonować meczosowe wypady tomy umiemy genialnie, to u nas rodzinne! #skromność xD

      Jasne! Argentyńczyków też kocham <3 Ale nie ma jak NASI :D

      Dziękuję pięknie, kochana! To zasługa trzymania za mnie kciuków :*

      Usuń